Także nie przedłużam i zapraszam do czytania.
A gdy przeczytacie rozdział znajdziecie też informacje na temat mojego nowego bloga :)
Był środek wiosny, z dnia na dzień
było coraz cieplej i z dnia na dzień słońce wstawało coraz
wcześniej. Tak jak tego dnia, już o szóstej rano mocne promienie
słoneczne zaczęły razić Akasune. Zacisnął powieki chcąc
uchronić się przed tak wczesną pobudką, ale nie dało rady.
Zapomniał zasłonić rolet, jego wina. Otworzył w końcu oczy.
Nawet w sobotę nie może się porządnie wyspać. Odwrócił głowę
na bok. Tuż obok niego leżała jego ukochana żona, jej średnio
długie ciemno brązowe włosy rozwiane były na wszystkie możliwe
strony. Miała też lekko rozchylone usta, a ręce ułożone do góry.
Wyglądała jak śpiące dziecko, naprawdę uroczo. Podciągnął się
na rękach i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Bardzo
delikatny, nie chciał jej budzić, wróciła w końcu z nocnej
zmiany, powinna się wyspać. Przeciągnął się na łóżku i cicho
wstał. Były plusy wstawania wcześniej od wszystkich. Mógł sobie
siedzieć pod prysznicem ile tylko chciał i nikt mu nie
przeszkadzał. Kiedyś poganiała go babcia, teraz żona i dzieciaki.
Nie jego wina, że lubił brać długi prysznic, odkąd tylko pamięta
zawsze się przy tym relaksował. Po półgodzinnym prysznicu zszedł
na dół do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. Na całe szczęście
lodówka była wyposażona w całą masę jedzenia i nie trzeba było
iść do sklepu. Tak przynajmniej myślał póki nie otworzył
pojemnika na chleb. W chlebaku nie było chleba, ani bułek.
Westchnął. Nie chciało mu się iść do sklepu, postanowił, że
zrobi sobie jajecznice, w sumie i tak prawie tylko to umiał, od
zawsze miał lewe ręce do gotowania i to mu pozostało do dziś. Do
sklepu zdąży jeszcze pójść za nim Sarah się obudzi, a dzieci po
nim odziedziczyły miłość do płatków z mlekiem, mogli by je jeść
cały czas, więc nie będą potrzebowały pieczywa. Gdy tylko zaczął
jeść, zaraz przy nim pojawił się Dente, brązowy Dog Niemiecki,
kiedy tylko siadał sięgał głową do stołu, jednak tym razem
położył łeb na kolanach Sasoriego, patrząc na niego błagalnie,
by rzucił mu chociaż trochę przysmaku jaki właśnie spożywał.
-No i co się patrzysz? - rzucił
czerwonowłosy do psa – Przecież nawet jakbym ci dał to byś nie
zjadł jajka... - Patrzy się patrzy, a gdy mu się coś rzuci to
powącha, poliże i odejdzie bo mu nie będzie smakowało. Chyba, że
by to była jakaś szynka, to na pewno by nie pogardził. Po chwili
po schodach zbiegł Shun, brązowo włosy chłopiec o niebieskich
oczach, urodę odziedziczył po mamie, na jego nosie spoczywały
okulary w czarnych oprawkach.
-Cześć tato – rzucił wbiegając do
kuchni. Wziął taboret, który podstawił pod szafkę, stanął na
niego i z górnej szafki wyjął pudełko płatków. Miał tylko
dziewięć lat, musiał sobie jakoś radzić. Sasori przyglądał mu
się uważnie, zastanawiając się czemu tak się śpieszy. Chłopiec
sam nalał sobie mleka do miski i nasypał miodowych kulek,
potrząsnął pudełkiem tak żeby wyleciały wszystkie okruszki.
Teraz dla Sasoriego stało się wszystko jasne, kto pierwszy ten
lepszy. Chłopiec usiadł przy stole obok taty i zaczął wcinać
swoje ukochane miodowe płatki. Do kuchni weszła Mei,
czternastoletnia córka Sasoriego, wygląd odziedziczyła po nim,
czerwone włosy, orzechowe oczy. Podeszła do stołu i potrząsnęła
lekko pudełkiem w którym jeszcze przed chwilą były kuleczki.
Spojrzała z mordem na swojego brata.
-Nic mi nie zostawiłeś... wczoraj
mówiłeś, że się podzielisz! - Dorosły już Akasuna spodziewał
się że będzie kłótnia, zna swoje dzieci nie od dziś i w takich
momentach cieszył się, że on był jedynakiem.
-Na skrzyżowanych palcach – rzekł
mały pochłaniając kolejną łyżkę śniadania. W przeciwieństwie
do swojego ojca, potrafił kłamać.
-Jesteś wredny! Ja ci uwierzyłam! -
była oburzona, ale przede wszystkim była zła na siebie, że dała
się wrobić w tą całą obietnice swojego braciszka... jakby go nie
znała. - Tato, powiedz mu coś. Czemu nic nie mówisz!? - no jak to
możliwe, że tata jeszcze nie stanął w jej obronie? Miał to
zrobić ale trochę później, póki co chciał spokojnie dokończyć
jajecznicę.
-Nie wolno kłamać – powiedział w
stronę syna – Rozmawialiśmy już o tym prawda?
-Ale.. ja nie kłamałem.. - Sasori
spojrzał na syna wymownie – No dobra, kłamałem ale dla mojego
dobra.
-Dla twojego dobra? – uniósł brew,
nie bardzo rozumiejąc co też Shun ma na myśli.
-Gdybym nie zjadł pierwszy płatków
to ona by mi je pierwsza zjadła – wyjaśnił krótko, był
pewien, że siostra również nie zostawiła by mu ani jednej kulki
-Przecież podzieliła by się z tobą,
taką mieliście umowę
-Właśnie – zawtórowała córka.
Shun spojrzał na nią po czym przeniósł wzrok na ojca.
-Myślisz żeby się podzieliła?... Ja
nie – dziewięciolatek pokręcił przecząco głową.
-Świetnie! Też się z tobą nie będę
dzielić, jeszcze zobaczysz! - oburzona podeszła do lady i otworzyła
pojemnik na chleb – Nie ma chleba... co ja mam zjeść? - spojrzała
pretensjonalnie na Sasoriego
-Jajecznicę?
-Oh... nie znoszę jajecznicy! Dlaczego
nikt nie poszedł do sklepu? - jego własna córka ma go za sługusa,
no pięknie, do czego to doszło.
-A może ty byś tak skoczyła do
sklepu, co? - zapytał z nadzieją. Ona tylko fuknęła na niego.
-W ogóle mogę nie jeść –
skrzyżowała ręce i usiadła obrażona przy stole. Akasuna
przewrócił oczami. Nastolatki...
-Tato, mam pytanie... - zaczął
chłopiec odsuwając od siebie pustą już miskę – Mogę dzisiaj
spać u Kaya? Ma nowy namiot, jest taki czerwony i jest taki super! -
mówił podekscytowany – Jest naprawdę duży, tato. Spalibyśmy w
namiocie u niego w ogrodzie, tak jak kiedyś gdy miał jeszcze ten
stary niebieski namiot. Będę grzeczny obiecuje. - od razu uprzedził
ojca przed jego pytaniem - To mogę?
-Jak przeprosisz siostrę.. -
powiedział przeciągle. Musiał przyznać, że syn nie zachował się
najładniej, no i nie chciał znosić dłużej fochów córki. Shun
zmarszczył brwi i naburmuszył się, a Mei uśmiechnęła się
triumfalnie.
-Muszę...? - jękną. Nie lubił
przepraszać swojej siostry, ale czy miał teraz inne wyjście?
Sądząc po minie Sasoriego to nie bardzo. Poza tym wolał ją
przeprosić niż odpuścić sobie nocowanie w namiocie. -
Przepraszam... - spuścił głowę udając pokorę, po czym
energicznie spojrzał na ojca – To mogę?
-Porozmawiam o tym z mamą – pewne
rzeczy wolał ustalać z żoną, w końcu to nie wyjście na parę
godzin, a nocowanie poza domem.
-Ale tak na dziewięćdziesiąt procent
to mogę?
-Powiedzmy, że tak – uśmiechnął
się do syna
-Super! - zeskoczył z krzesełka –
Chodź Dente, poszukamy twojej skradzionej piłki! – krzyknął
wybiegając z kuchni, pies pobiegł za nim. Sasori wstał, wziął ze
stołu brudne naczynia i włożył je do zmywarki.
-Tato, a propo... też mam do ciebie
pytanie.. - dziewczyna zaczęła niewinnie i bardzo miło. To
oznaczało, że na pewno czegoś chcę. Mężczyzna spojrzał na nią
rzucając jej pytające spojrzenie – Mogę iść dzisiaj na imprezę
do kolegi?
-Imprezę? - och, jak on nie znosił
tego typu pytań. Nastolatką to tylko imprezy w głowach..
-No tak.. właściwie to taka niewielka
impreza, parę ludzi ze szkoły. Zresztą Aya też idzie.
-Nie ma mowy – nie lubił odmawiać
córce, ale czasami trzeba i to dla jej dobra. W jego przekonaniu,
dla jej dobra. Przecież to jego jedyna najukochańsza córka, on już
dobrze wie co się dzieje na takich imprezach.
-Tato! - rzuciła z pretensją –
Dlaczego? Wszyscy moi znajomi idą!
-Ale ty nie i wybij sobie to z głowy.
- widząc, że Mei chce jeszcze coś powiedzieć, dodał - Nie, nie i
jeszcze raz nie. Dotarło?
-Nie.
-No to ja już nic nie poradzę –
rozłożył bezradnie ręce i wyszedł z kuchni. Mei poszła za nim,
nie miała zamiaru tak łatwo ustąpić. Musi przekonać ojca. Sasori
wszedł do salonu, włączył telewizor i usiadł na kanapie, usiadła
obok niego. Spojrzał na nią z ukosa.
-Oj tato, no proszę... - przytuliła
się do niego - zrozum moje potrzeby. Ty też kiedyś byłeś młody
– czy ona mu insynuuje, że jest stary? Przecież ma
trzydzieści-sześć lat... co prawda to już nie siedemnaście, ale
wcale nie czuje się staro, nawet nie czuje że ma trzydzieści-sześć
lat. A może tak sobie tylko wmawia?..
-Gdy byłem w twoim wieku nie chodziłem
na żadne imprezy – co tylko po części było prawdą.
-A do wujka Hidana? - że też musiała
mu o tym przypomnieć. Nie znosił tych imprez, zawsze chlało się
tam do upadłego, a on przez bardzo długi czas był abstynentem,
więc czuł się inny. Do tego nigdy nie lubił harmidru i takiego
klimatu imprez. - Wujek mówił, że byłeś u niego na imprezach
-Wujek kłamie... poza tym to nie jest
twój wujek, dlaczego tak na niego mówisz? - on by się wstydził
przyznać do Hidana, nie mógł zrozumieć czemu jego dzieci tak go
lubią, a zwłaszcza Mei. Ten idiota spał już z tyloma
dziewczynami, że sam nie potrafi z liczyć. Nie ma zamiaru się
nigdy ustatkować. Do tego jakimś cudem został prawnikiem i całkiem
dobrze sobie radzi w tej pracy... jest to najbardziej walnięty
prawnik jakiego widział. Lecz jego metody przesłuchiwania i
bronienia klienta naprawdę działają, ale według Sasoriego to
wszystko dzięki łapówką.
-To co? - usłyszał głos córki,
który wyrwał go z rozmyśleń
-Co, co?
-No mogę iść?
-Chyba wyraziłem się jasno –
zmarszczył brwi – Nie.
-To Shun może iść pod jakiś głupi
namiot, a ja nie mogę iść na imprezę?
-Kolega do którego idzie Shun mieszka
parę domów dalej – nie widział związku między nocowaniem w
namiocie, a imprezowaniem wśród młodych napalonych chłopców. Sam
był kiedyś w ich wieku, wtedy hormony najbardziej buzują. Pamięta
jeszcze swoje myśli na temat ubierających się wyzywająco
dziewczyn. Nie chciał, żeby ktokolwiek pomyślał tak o jego córce.
-Z tobą to tak zawsze! Zobaczysz, mama
mi pozwoli! – po tych słowach wyszła z salonu stanowczym krokiem.
Akasuna westchnął. Co on robi nie tak? Przecież jego córka zawsze
była taką grzeczną dziewczynką, która go uwielbiała. Co się z
nią stało? Podobno to przez wiek dojrzewania, jeśli to prawda, to
miał nadzieję że szybko jej to przejdzie. On w takim wieku nie był
aż tak pyskaty.
Granatowowłosy chłopiec stał
naprzeciw jasnowłosego chłopca, wyglądali na bardzo spokojnych,
mimo że zaraz mieli się bić. W okół nich zebrała się grupka
dzieci z placu zabaw, która ich okrążyła. Tłum dzieciaków
szeptał coś do siebie. Jedni zastanawiali się co się dzieje, a
drudzy sprzeczali się między sobą który z chłopców wygra.
Większość dzieci stawiała na jasnowłosego Yujiego, miał więcej
kolegów. Granatowowłosy nie zwracał uwagi na szepty, miał gdzieś
czy ktoś stoi po jego stronie czy nie. Chciał uderzyć tego
wrednego lizusa i tylko to mu chodziło po głowie.
-Takeshi, lepiej się poddaj – rzucił
jasnowłosy. Miał dwanaście lat i był rok starszy od przeciwnika.
Był pewny zwycięstwa. - Nie chcę żebyś płakał – uśmiechnął
się chytrze.
-Też nie chcę – rozciągał palce u
ręki, aż mu kostki strzelały. Niektórym robiło się słabo od
tego dźwięku.
-No więc się poddaj – stał dumnie
w lekkim rozkroku ze skrzyżowanymi dłońmi.
-Tego też nie chcę – stwierdził
spokojnie. Zaczął się rozciągać, a jego przeciwnik tracił
cierpliwość.
-Co ty robisz?! - warknął zaciskając
pięści.
-Rozgrzewkę – odpowiedział, po czym
wyprostował się i przyjął bojową pozycję. - Gotowy. - Gdy Yuji
usłyszał te słowa od razu rzucił się na niego z wyciągniętą
pięścią w stronę jego twarzy. Jedenastolatek szybko ukucnął, co
zdezorientowało drugiego chłopca, przez tę chwilę nieuwagi
Takeshi kopnął Yujiego prost w krocze. Dwunastolatek zgiął się
wpół i upadł na ziemię, dwóch jego kolegów podbiegło do niego.
-A mówiłeś, że to ja będę płakać
– przypomniał mu Takeshi.
-To..to nieuczciwe... - wyjąkał
zwijając się z bólu.
-Ee? Nie mówiłeś nic, że mamy
walczyć uczciwie. - Mówiąc to dobrze zdawał sobie sprawę, że
takie zagranie nie było fair. Zresztą jako syn i wnuk agentów FBI
doskonale wiedział czym jest uczciwość, ale uczciwość nie zawsze
jest taka zabawna. - Na razie – pokazał mu język i przeciskając
się przez tłum uciekł z miejsca zdarzenia. Biegł zadowolony z
wygranej, nie znosił tego Yujiego, więc należał mu się kop w
krocze. To go może nauczy być fajniejszym. Zatrzymał się nagle
widząc przed sobą stojącą kobietę, niezbyt zadowoloną
stwierdzając po minie.
-M-mama.. - wyjąkał. Los chciał, że
Hinata wszystko widziała, a już miał nadzieję, że nikt się nie
dowie. Czuł, że będzie miał kłopoty i wcale się nie mylił. W
domu Hinata dała mu poważny wykład na temat tego jakie to bójki
są złe i że nie wolno kopać się po czułych miejscach bo to
bardzo niebezpieczne.
-Tyle razy ci powtarzałam, żebyś się
nie bił – kontynuowała swój wywód. Chłopiec siedział zsunięty
na krześle i znudzony słuchał mamy już dobre piętnaście minut.
- Nie rozumiem, jak można czerpać z tego radość, to złe..
-Tata też się bije... - mruknął
chcąc się jakoś usprawiedliwić.
-Ale tata nie robi tego dla
przyjemności, tylko w obronie innych - wytłumaczyła w miarę
spokojnie. Była naprawdę cierpliwą osobą, ale ich syn doprowadzał
ją momentami do tego, że traciła swą niebywałą cierpliwość.
Zazdrościła Naruto tego spokoju, on bardzo rzadko był naprawdę
wściekły na dzieci, mało kiedy na nie krzyczał, nawet jak coś
przeskrobały to mówił do nich z niebywałym spokojem.
-Też się bije w obronie –
stwierdził bawiąc się materiałem od swojego T-shirt'u.
-W obronie czego?
-W obronie... tego co fajne. – Mogła
się spodziewać takiej odpowiedzi.
-To co jest fajne dla ciebie, nie musi
być fajne dla innych – rzuciła marszcząc brwi. Drzwi od domu
otworzyły się, słysząc ten dźwięk Takeshi wyprostował się na
krześle. Do kuchni wszedł Naruto ze zgaszonym papierosem w ustach.
-Witam – rzucił z uśmiechem. Hinata
zabrała mu papierosa z ust.
-Miałeś nie palić – powiedziała
oburzona.
-Wybacz, zapomniałem – podrapał się
w tył głowy.
-I nie przywiozłeś Yuki od dziadków
– stwierdziła po braku obecności pięcioletniej dziewczynki.
-Zapomniałem... - faktycznie miał po
nią jechać.
-Naruto.. - westchnęła. Mężczyzna
szybko zauważył, że Hinata jest podrażniona, łatwo było to u
niej dostrzec, bo z reguły była bardzo spokojna i uśmiechnięta. A
w taki stan mógł ją wpędzić tylko Takeshi. Spojrzał na syna.
-Co zrobiłeś? - zapytał z pretensją.
Przez niego jego żona jest naburmuszona, a on liczył na coś bardzo
przyjemnego, co miało wydarzyć się w ich sypialni gdy wróci z
pracy.
-Nic – typowa odpowiedź.
-Znowu się bił – odpowiedziała za
syna. - To już trzeci chłopiec, którego kopnął w czułe miejsce.
-Wychodzi na to, że chłopcy w okolicy
będą musieli zacząć nosić ochraniacze. - zażartował. Hinata
spiorunowała go wzrokiem. - No już, nie denerwuj się. - podszedł
do niej i objął ją w pasie. Odgarnął kosmyk jej włosów za ucho
i pocałował czule w usta.
-Fuuuuj... - Takeshi zatkał sobie
oczy. To najohydniejszy widok jaki widywał. Dlaczego jego rodzice
lubią się całować? To ohydne, przecież łączą się śliną,
fuj! On nigdy nie będzie tego robił, na pewno.
-Takeshi – odezwał się Uzumaki
przerywając pocałunek. - Masz szlaban. - Powiedział to głównie
dlatego, bo był pewien że Hinata tego od niego oczekuje.
-Ee? Dlaczego? - zmartwił się tym
szlabanem, chciał wyjść na dwór, przecież był weekend. - Nie
chce szlabanu.. - burknął niezadowolony.
-Chcesz szlaban czy może wolisz żebym
poprosił Yuki, żeby kopnęła cię w krocze? - oczywiście nie
zrobiłby tego, ale uwielbiał tę przewagę nad dziećmi, gdy one
potrafią ci uwierzyć nawet w najbardziej absurdalną rzecz.
-Jesteś okrutny... - mruknął
chłopiec i wyszedł z kuchni. Oczywiście, że wolał szlaban.
Naruto zaśmiał się do siebie.
-Co to za szantaż? - Hinata zdawała
sobie sprawę, że jej mąż tak sobie żartował, ale podchodziło
to już pod czarny humor. - Zastraszasz nam dziecko.
-Przynajmniej posłuchał - uśmiechnął
się i wrócili do całowania. Ostatnio miał dużo na głowie,
więcej godzin spędzał w pracy niż w domu. Na szczęście sprawa
nad którą pracował w końcu się skończyła, miał nadzieję, że
następna nie znajdzie się tak szybko. Chciał teraz nadrobić
stracony czas z żoną i dziećmi.
Czerwonowłosa czternastolatka
widząc, że mamy nie ma w sypialni od razu skierowała się do
łazienki. Tam powinna być, jeśli nie, to ewentualnie w kuchni. Nie
mogła uwierzyć, że ojciec wciąż traktuje ją jak dziecko. Jak
może jej nie ufać? Ona nie zamierza nic głupiego. Świetnie, że
ma swoją córkę za jakąś dziwkę... niewybaczalne. Wparowała z
impetem do łazienki, gdzie właśnie jej rodzicielka myła zęby
przed lustrem okryta samym ręcznikiem. Sarah spojrzała na córkę z
niemałym zdezorientowaniem.
-Mei.. puka się – pouczyła ją
niezadowolona z jej czynu. Przecież mogła być naga. Co za
roztrzepane dziecko.
-Przepraszam – rzuciła i wyszła
zamykając za sobą drzwi. Po chwili rozległo się pukanie. - Mogę
wejść? - Kobieta spojrzała z politowaniem na swoje odbicie w
lustrze.
-Teraz to już możesz.. - myjąc zęby
obserwowała córkę, która usiadła na sedesie ze skrzyżowanymi
rękami i rzucała piorunami z oczu, gdzie popadnie. Wiedziała, że
coś się stało, nawet bez tych oczywistych znaków, wiedziałaby że
jej córka chce się wyżalić, znała ją za dobrze. Każda matka
wyczuwa takie sytuacje.
-Nie znoszę taty.. - chciała
powiedzieć, że go nienawidzi, ale w domu panował zakaz używania
tego słowa. A ten zakaz wprowadził Sasori, nie lubił gdy ktoś tak mówił.
Brązowowłosa kobieta westchnęła. Mogła się domyślić, że
znowu jakaś kłótnia.
-Co się stało? - Wypłukała usta po
czym odłożyła przybory do mycia zębów na miejsce i umyła twarz.
-Nie pozwala mi iść na imprezę.
Wszystkie moje koleżanki idą, a ja nie mogę... Czuję się inna –
mówiła wkurzona. Miała żal do Sasoriego, jak zwykle zresztą gdy
czegoś jej zabrania.
-Bycie inną nie jest złe –
uśmiechnęła się do córki na pocieszenie.
-Mamo... - rzuciła pretensjonalnie.
-Tata po prostu się martwi, to
wszystko – Zdawała sobie sprawę z tego, że Sasori czasami
przesadza. Najchętniej trzymał by ją zamkniętą w wierzy, niczym
roszpunkę, ale czasami miał też rację, bo nie raz jej pomysły
nie wydawały się bezpieczne.
-On jak lata samolotami to ty się
martwisz i jego to nie obchodzi – oburzona kopnęła w futrynę
drzwi.
-Nie mów tak – rzuciła ostrzegawcze
spojrzenie córce. - Powinnaś szanować pracę taty. Gdyby nie tata,
nie miałabyś swoich wymarzonych ubrań.
-Wiem, wiem.. - machnęła ręką
wzdychając. Na prawe doceniała pracę taty, podobało jej się to
że jest pilotem i właścicielem jednej z linii lotniczych, ale
wkurzała ją jego nadopiekuńczość w stosunku do niej. - Na prawdę
zależy mi na tej imprezie. Przecież nie idę do jakiegoś klubu,
tylko do kolegi. Tata mi nie ufa, myśli że będę robić tam nie
wiadomo co... ale ja nie jestem głupia.
-Powiedziałaś to tacie? - zapytała,
czesząc swoje długie włosy.
-Nie... Nie zrozumiałby – była o
tym przekonana. Wstała z sedesu - Mamo, proszę. Ty z nim pogadaj,
ciebie na pewno posłucha.
-W porządku – powiedziała po chwili
namysłu. - Spróbuję przekonać tatę. A teraz wyjdź, muszę się
ubrać. - Mei rzuciła radosne „Dzięki” i wyszła z łazienki
zamykając drzwi za sobą. Sarah wiedziała, że przekonanie
Sasoriego może być trudne, ale nie widziała przeszkód by puścić
córkę na imprezę. Może ufała jej bardziej, albo po prostu nie
była aż tak nadopiekuńcza. Sama była młoda i chodziła na
imprezy do znajomych i nigdy nic głupiego nie zrobiła. Co prawda
czasy się zmieniają, ale to wciąż ich córka, którą wychowywali
najlepiej jak umieją, jeśli nie ufają jej, to tak jakby nie ufali
swoim metodą wychowawczym.
Shun skakał na kanapie na której na
drugim końcu siedział Sasori, starając się przeczytać coś na
tablecie ale cała kanapa się trzęsła, a on razem z nią. Zaczęło
go to irytować. Czy ten chłopak, nie może znaleźć sobie jakiejś
innej zabawy? No i na co mu były dzieci.
-Shun – odezwał się, ale nie
otrzymał żadnego odzewu ze strony syna. - Shun.. - kolejne brak
reakcji, chłopiec skakał sobie w górę w dół, nie zwracając na
nikogo uwagi. - Shun! - złapał go za rękę powstrzymując tym
samym od skakanie. - Spójrz na mnie – Chłopiec spojrzał na tatę,
zastanawiając się czemu się wkurzył? Co zrobił? Przecież tylko
sobie skakał.
-Co? - zapytał nie mając pojęcia o
co chodzi.
-Mógłbyś przestać skakać? - zaczął
po dobroci i miał nadzieję, że na tym się skończy.
-Nie mogę? - skakał już tak od ponad
pięciu minut i tata nic nie mówił. Wcześniej mógł, a teraz nie?
Dziwne.
-Nie – rzucił z powagą.
Dziewięciolatek usiadł grzecznie na kanapie, a Sasori puścił jego
rękę powracając do czytania.
-To co mam robić? - nudziło mu się.
Nie potrafił bawić się długo w jedną rzecz, szybko się
wszystkim nudził, to też musiał znajdować sobie przeróżne
zabawy. Dorosły Akasuna zastanowił się chwilę nad tym co też
jego syn mógłby zrobić i wpadł na genialny pomysł.
-Może pójdziesz do sklepu? - nie
czekając na odpowiedź sięgnął do kieszeni i wyjął z niej
trochę pieniędzy, które zostały mu po ostatnich zakupach.
Przyjrzał się sumie i stwierdził, że powinno wystarczyć na
chleb.
-Za darmo? - patrzył na ojca
wyczekując odpowiedzi. Nie chciało mu się iść do sklepu, musi
się przecież niepotrzebnie się nachodzić dla kogoś, bo on wcale
niczego ze sklepu nie potrzebuje. Nie miał zamiaru robić czegoś
takiego za darmochę. Sasoriemu drgnęła brew. Kogo on wychował?
Tak to jest jak się ma za dużo kasy. Nie zaszkodziłoby gdyby byli
przeciętną rodziną z przeciętnymi zarobkami, wtedy na pewno nie
byłby z niego taki materialista.
-Jak chcesz to cię mogę kopnąć w
tyłek, dla pośpiechu. Chcesz? - zbliżył się do syna patrząc mu
prosto w oczy.
-Ale mi chodzi o pieniądze.. - dodał
dla wyjaśnienia, sądził że tata nie zrozumiał.
-A mi chodzi o to, żebyś poszedł do
sklepu bez żadnego marudzenia – rzucił ostrzegawczo. Nie potrafił
być aż tak stanowczy jak jego ojciec Katsumi, ale trochę tej
stanowczości po nim odziedziczył.
-No dobra.. tak tylko pytałem –
wolał nie przeciągać struny. Wziął pieniądze od taty i gdy już
dowiedział się co ma kupić założył buty i wyszedł z domu.
Sasori wrócił do czytania, lecz nie na długo, bo po chwili do
pokoju weszła Sarah i usiadła obok męża, dając mu całusa w
policzek. Widząc ją od razu odłoży tablet na ławę i uśmiechnął
się do niej.
-Jak się spało?
-Bardzo dobrze – przyznała, już
dawno nie była tak wypoczęta. Albo praca, albo robota w domu, a to
z dziećmi a to sprzątanie, gotowanie i tak dalej. Sasori często
latał po świecie, więc nie było go w domu tak często jak był
potrzebny.
-No to się cieszę – pocałował ją
w usta i od razu przypomniała mu się wczorajsza noc. Tak bardzo za
nią tęsknił, że nie mógł oderwać się od pocałunków, ale jak
widać wczorajsza noc go nie nasyciła, dziś też nie mógł się od
niej oderwać. Już ją przechylał, naciskając lekko na nią by się
położyła, lecz ona przerwała to kładąc mu dłoń na ustach. Tym
sposobem zablokowała jego pocałunki.
-Dzieci są w domu – poinformowała
go, choć dobrze o tym wiedział. - No i.. musimy pogadać – dodała
nieco poważniej. Sasori westchnął zawiedziony i usiadł z powrotem
na kanapie.
-Jeśli chodzi o Mei, to powiedziałem
Nie – domyślił się, że to o niej chciała porozmawiać.
Oczywistą rzeczą jest to, że gdy on na coś Mei nie pozwala ona
idzie poskarżyć się mamie. W niektórych sytuacjach Sarah
przychodzi do niego i namawia go by zmienił zdania... i często to
robi, ale nie tym razem. Na pewno nie zmieni zdania.
-Jesteś uparty – stwierdziła bez
zastanowienia. - Zaufaj Mei.
-Ufam jej, tylko...
-Tylko nie ufasz jej kolegom –
dokończyła za niego uśmiechając się wymownie. Spiorunował ją
spojrzeniem. To jego tekst.
-Nie ma znaczenia. Za młoda jest na
imprezy – sięgnął po tablet i zaczął udawać że coś w nim
czyta bardzo pochłaniającego, a w rzeczywistości patrzył się
tylko na jedną z liter.
-A kiedy będzie na to gotowa?
-Jak skończy studia.. - zastanowił
się chwilę nad tymi słowami po czym dodał - albo jak będzie na
emeryturze. Wtedy pewnie mnie już nie będzie na tym świecie, więc
będzie mogła robić co zechce.
-Sasori, nie możesz jej wszystkiego
zabraniać, bo to nie wyjdzie jej na dobre. - Czasami miała dosyć
tej nadopiekuńczości jej męża.
-A ciąża jej wyjdzie na dobre? -
ponownie odłożył tablet.
-Przestań panikować.. - westchnęła.
- Nie zapominaj, że chodzi na lekcje karate i umie sobie poradzić.
Nie możesz przykuć jej do łóżka, wtedy będzie buntować się
bardziej. Zrozum ją i zaufaj jej. - Sasori patrzył na nią chwilę
w milczeniu, zastanawiając się co powinien zrobić. Nie chce
sprawiać córce przykrości, ale to przecież dla jej dobra. Imprezy
bywały niebezpieczne w tamtych czasach, a co dopiero w tych. Co
powinien zrobić? Patrzył na swoją spokojną żonę. Jak ona może
tak się o to nie martwić? Nie rozumiał tego. Zdecydowanie był
nadopiekuńczy ale to przecież dla dobra Mei. A może i nie? Może
popełnia błąd? Już sam nie wiedział.
-Zgoda... niech idzie na tę imprezę –
burknął opadając na oparcie kanapy.
-Jesteś kochany – ucałowała go w
policzek. - Mei będzie ci wdzięczna.
-Dzięki Tato! - Mei wpadła do pokoju
i rzuciła się ojcu na szyję. Poczuł ból w brzuchu bo wbiła mu
tam swoje kolano, dobrze że tam a nie gdzie indziej.
-Podsłuchiwałaś? - zapytała Sarah
marszcząc brwi.
-Tylko trochę – uśmiechnęła się
niewinnie. - Obiecuję ci tato, że wrócę cała i zdrowa – Sasori
zastanawiał się, czy dobrze zrobił godząc się. Chyba nie ma
innego wyjścia jak jej w stu procentach zaufać.
-Powiedziałem, że możesz iść, ale
pod jednym warunkiem – Spojrzały na niego ciekawe, co też takiego
wymyślił.
-O nie.. - jęknęła Mei. - Nie chcę
iść tam z tobą.. Moje wszystkie koleżanki na ciebie lecą,
wszystko popsujesz – rzuciła niezadowolona. Sarah zachichotała
cicho, z Sasorim zawsze tak było, że inne kobiety się za nim
oglądały, ale żeby nastoletnie dziewczynki? To było zabawne.
Czerwonowłosy w ogóle nie zwrócił uwagi na wątek o tym, że
jakieś nastolatki na niego lecą, bardziej obchodziła go ta
pierwsza część jej wypowiedzi.
-Nie mam zamiaru z tobą tam iść –
jeszcze czego? Miałby siedzieć z dzieciakami i słuchać ich
tematów? Nie pisze się na to. - Warunek jest taki, że masz ubrać
się tak by żadna część ciała oprócz głowy nie wystawała ci
spoza ubrania.
-To może od razu ubiorę się jak na
zimę... - burknęła sarkastycznie. Jakoś nie uśmiechało jej się
iść na imprezę opatulona po czubek nosa.
-To świetny pomysł – uśmiechnął
się wymownie i biorąc tablet wstał z kanapy. Szedł po schodach na
górę. Nawet w spokoju nie może poczytać wiadomości, każdy mu
przeszkadza.. Może w sypialni będzie miał chwile spokoju. Gdy już
wszedł do pokoju, otworzył okno na oścież by wpadło więcej
świeżego powietrza. Położył się na łóżku i zatopił wzrok w
ekranie tabletu.
Dwa dni później Naruto śledził
jednego z podejrzanych ludzi. Taką mu przydzielono robotę.. nie
znosił jej. Nie było nic nudniejszego niż włóczenie się za
gościem który póki co nie robi absolutnie nic co wydałoby się
podejrzane. Ciemnowłosy mężczyzna o parodniowym zaroście, wszedł
do sklepu z farbami i siedział tam już dobre dziesięć minut.
Uzumaki zaczął się zastanawiać, czy może nie wyszedł tylnym
wejściem, ale z tego co wiedział, tylne wyjścia były tylko dla
personelu. Co prawda mógł się jakoś tamtędy przemknąć. Dla
chcącego nic trudnego. Blondyn stał oparty o słup, po drugiej
stronie ulicy i palił papierosa. Błękitna koszula z odpiętym
guzikiem przy szyi, granatowa marynarka, piaskowe spodnie i skórzane
mokasyny. Tak prezentował się strój Naruto, który miał wrażenie,
że zaraz spłonie żywcem. W tym roku była naprawdę cholernie
gorąca wiosna. Miał zamiar już zdjąć marynarkę, gdy nagle
podejrzany wyszedł ze sklepu. Na całe szczęście, bo miał już
tam za nim wejść. Rzucił papierosa na ziemie i zgasił go butem.
Nagle usłyszał dochodzący dźwięk z jego kieszeni. Zadzwonił mu
telefon, jednak wydobywała się z niego nowa melodia, której nie
ustawiał na swój dzwonek. Do tego była bardzo głośna. Kto mu
ustawił taki irytujący dzwonek? Przypomniał sobie szybko, że Yuki
bawiła się wczoraj jego telefonem, musiała niechcący zmienić
sygnał i ustawić głośność. Będzie musiał znaleźć lepszą
kryjówkę na swój telefon. Odebrał połączenie, nie zwracając
uwagi na gapiów którzy na niego zerkali. Zerknął na wyświetlacz,
dzwonił jego syn.
-Co jest? - zapytał do telefonu.
-Przyjedziesz po mnie do szkoły? -
zapytał znudzonym głosem. Naruto zerknął w stronę sklepu. Nie
było tam podejrzanego. Spojrzał wzdłuż chodnika i ujrzał go
uciekającego i przepychającego się przez tłum. To już było
podejrzane. Rzucił się za nim jak najszybciej. Przebiegł przez
ulicę nie patrząc na samochody, które trąbiły i ostro hamowały
widząc przed nimi faceta w garniaku.
-Zadzwoń do mamy.. - rzucił do
telefonu. Przepychał się przez tłum, na tej ulicy zawsze było
mnóstwo ludzi. Wszystko wina galerii tu się znajdujących.
-Mama jest w pracy – mruknął.
Szczęście, że Uzumaki szybko biegał, to nie tracił z oczu
podejrzanego. Musiał przyznać, że na takie chucherko jakim był
podejrzany, to naprawdę szybko biegał.
-Ja też! - zirytowała go wypowiedź
syna. No czy on nie widzi... a raczej nie słyszy, że on tutaj ściga
być może przestępce? Co za niedomyślny dzieciak. Sam nie wiedział
czemu jeszcze z nim rozmawia. Trzymanie telefonu przy uchu strasznie
go spowalnia.
-To nie przyjedziesz? - Nie wiedział
co miał robić. To wina rodziców, że wysłali go do szkoły daleko
od domu, a na dodatek nie dają mu kluczy i to tylko przez to że
zgubił je dwa razy w ciągu jednego miesiąca. Nie jego wina..
Musieli dwa razy zmieniać zamek, bo podobno przezorny zawsze
ubezpieczony. Ale kto by tam wiedział, ze ten znaleziony klucz, jest
właśnie do ich domu.
-Na razie nie... idź do dziadków...
cześć.. - wydyszał i rozłączył się. Wbiegł za podejrzanym
mężczyzną w dużo luźniejszą ulicę, a raczej uliczkę, było tu
dosyć wąsko, ale też bez przesady. Przynajmniej tłum nie torował
już drogi. Czarnowłosy wbiegł do jednego z budynków, do którego
prowadziły, podwójne niebieskie drzwi. Naruto zatrzymał się tuż
przed tym budynkiem i zerknął na litery z neonu, który póki co
się nie świecił. Był to dom rozpusty, inaczej burdel. Jak widać
w dzień również mają utarg. Bez żadnego zastanowienia wszedł do
środka i rozejrzał się. Było tu pełno ludzi, głównie płci
męskiej, jeśli chodzi o klientów. Na stołach tańczyły piękne
kobiety, jedne półnagie, drugie w skąpych strojach. Były piękne
i zgrabne ale nie miał czasu by zawieszać na nich oczu. Wszedł w
tłum szukając wzrokiem ciemnowłosego mężczyzny. Cholernie trudno
było go znaleźć. Nic dziwnego. Skubany.. wiedział gdzie się
schować. Podszedł do długiej lady i stanął do niej tyłem
opierając się o nią łokciami. Zaczął obserwować wszystkich po
kolei, może gdzieś mu się rzuci w oczy, a wzrok miał bardzo
dobry.
-Co tu robisz przystojniaku? - zapytała
blondwłosa kobieta podchodząc do niego. Naruto tylko na nią
zerknął. Była w obcisłym, skąpym stroju, który bardzo dokładnie
podkreślał jej wielkie piersi, na które Uzumaki oczywiście
zwrócił uwagę, ale tylko na kilka sekund, po tym znów patrzył w
tłum. Gdzie ten idiota się schował? Przecież nie mógł się
rozpłynąć. Starał się znaleźć jakieś inne drzwi prowadzące
do drugiego wyjścia, ale nic takiego nie rzuciło mu się w oczy.
Oprócz schodów prowadzących na górę. To też jest w sumie jakaś
opcja. Mógł tam się udać. Cholera... gorzej jak go zgubił..
akurat teraz gdy okazało się, że może być przestępcą. Jebani
dilerzy.. nie znosił ich. Zwłaszcza takich których trudno było
wytropić. Gdyby było prosto policja sama by sobie poradziła... nie
znosił policji, i ze wzajemnością. Kobieta zaczęła ocierać się
swoimi walorami o Naruto. Próbowała go podniecić, ale facet był
jakiś zimny, ciągle patrzył w tłum mrużąc oczy, jakby kogoś
szukał. Zaraz dostanie oczopląsu. Przepadł jak kamień w wodę..
za dużo tu ludzi. Postanowił wejść na górę. Ruszył w stronę
schodów, zostawiając kobietę za sobą. Patrzyła na niego
zdezorientowana. Jak to? Nie uległ jej urokowi? Przecież to facet.
Oni zawsze ulegają, dlaczego nie on? Jakiś dziwny. Czyżby
transwestyta? Cholera tam wie. Wszedł na górę po zakręcanych
schodach. Znalazł się na długim korytarzu po którego obu stronach
mieściły się drzwi, razem było osiem drzwi, prowadzących do
ośmiu pokoi. Teraz tylko przeszukać każdy. Tak też zrobił. W
pierwszym pokoju jakaś para się całowała, nawet nie zauważyli
,że wszedł. W drugim nie było nikogo. Trzeci okazał się być
łazienką. Czwarty, był zamknięty. Nie zamierzał jednak tak łatwo
odpuścić. Mocnym kopnięciem wyważył drzwi i wszedł do środka
jak gdyby nigdy nic. W łóżku leżała kobieta, na której leżał
mężczyzna, ten sam który przed nim uciekał. Oboje byli zaskoczeni
i zawstydzeni tą sytuacją. Niebieskooki wyjął broń z kabury i
wymierzył w mężczyznę.
-Co pan robi? - przestraszył się.
Naruto podszedł do niego. - Kim pan jest? - zaczął panikować
,chciał uciekać.
-Zostań! - rozkazał odblokowując
broń. Słysząc ten dźwięk ciemnowłosy mężczyzna posłuchał
rozkazu. Kobieta naciągała na siebie kołdrę, bała się
blondwłosego świra.
-Czego ode mnie chcesz? - wyjąkał
podejrzany. Naruto wskazał na puszkę farby leżącą koło komody.
-Otwórz – rozkazał.
-Ale.. - nie chciał tam iść. Był
zupełnie nagi.
-Otwórz – powtórzył tonem
nieznoszącym sprzeciwu. Mężczyzna nieśmiało i niechętnie
wyszedł z łóżka i otworzył puszkę z farbą. Uzumaki zajrzał do
środka. Faktycznie była tam farba. Jednak to mogła być tylko
zmyłka. Rozejrzał się po pokoju. Chwycił buta mężczyzny i
przykucnął przy farbie. Czarnowłosy zasłaniał swoje
przyrodzenie, patrząc na mężczyznę z przestrachem w oczach.
Naruto wsadził buta do puszki z farbą i zaczął szukać jakiś
grudek. Być może prochy były schowane wodoodpornej folii gdzieś w
tej puszce z farbą. Jednak nic nie znalazł. Wstał i ponownie
wymierzył bronią w mężczyznę.
-A gdzie prochy? - zapytał. Mężczyzna
zrobił głupią minę. Nie miał pojęcia o czym facet mówi.
-Jakie prochy?
-Narkotyki – sądził, że nie
zrozumiał.
-Nie biorę żadnych narkotyków... o
co panu chodzi? - cały się trząsł. Wziął go za narkomana, zaraz
zginie przez pieprzoną pomyłkę.
-Nie udawaj idioty, lepiej się
przyznaj – przyłożył pistolet do jego głowy. - Nie licz na
litość z mojej strony. Jak mam zły dzień, lubię rozsadzić głowy
takim sukinsynom jak ty – rzucił chłodno, patrząc prosto w oczy podejrznego. - A wiesz jaki dzisiaj
mam dzień?
-Z-zły?... - niemal że wyszeptał te
słowa.
-Dokładnie – przycisnął pistolet
do jego głowy jeszcze mocniej. - Gadaj....
-Ja nic nie wiem, przysięgam! Jestem
niewinny! - uniósł ręce ku górze w celu poddania się.
-Skoro jesteś nie winny to na jaką
cholerę uciekałeś, co?
-Przed nikim nie uciekałem – był
bliski płaczu, nie wiedział o co chodzi. Dlaczego ktoś grozi mu
bronią. Facet naprawdę się bał, i było to widać. Może kłamie..
ale czy byłby aż tak dobrym aktorem? Wszystkiego po takich typach
się można spodziewać. Czyżby się mylił co do niego?
-Nazywasz się Hitoshi Suzue?
-Nie – odpowiedział natychmiast. -
Hitoshi to mój brat bliźniak. Czy on coś zrobił? - w jego oczach
oprócz strachu pojawiła się troska. Uzumaki zrobił głupią minę
i przyjrzał się chwilę mężczyźnie. Miał dobrą pamięć
wzrokową, więc dobrze wiedział jak wygląda sprawca. Faktycznie
tamten mężczyzna miał bliznę na policzku ten jej nie miał. Mógł
go na początku zapytać o imię.. Naruto, zawsze był porywczy,
działał szybko, bez owijania w bawełnę.
-Cholera... - Naruto opuścił broń i
bez chwili zawahania wybiegł z pomieszczenia. Brat chciał wrobić
brata.. no pięknie. Tylko tamten drugi pewnie jest już daleko stąd.
Wiedział, że trzeba było mu przypiąć nadajnik. Dlaczego tego nie
zrobił? Chyba się przeliczył. Eh.. będzie trzeba zaczynać
wszystko od nowa.
Sasori był zadowolony, że
wczorajszej nocy, jego córka wróciła do domu cała i zdrowa. Od
razu gdy tylko pojawiła się w domu obwąchał ją, sprawdzając czy
nie paliła, albo piła. Na szczęście nie robiła nic z tych
rzeczy. To była jej pierwsza najdłuższa impreza, bo wróciła o
drugiej w nocy. Jakby tego było mało, to on musiał wstać i ją
przywieźć do domu. Gdy czerwonowłosy miał przerwy w lataniu,
zwykle poranki i południe spędzał samotnie. Dzieci w szkole, Sarah
w pracy. Przyjaciele również mieli pracę regularną. Jednak tym
razem wpadł do niego Deidara, bo miał akurat nockę w pracy. Teraz
gdy oboje mieli swoje rodziny i swoje życie, nie widywali się na co
dzień. To też miło było się spotkać od czasu do czasu.
Oczywiście na porządku dziennym była rozmowa o pracy, i pytanie
jak tam się układa. Ale to tylko formalność, prawdziwa rozmowa
zaczynała się dopiero po tym.
-Co ty mówisz? Poważnie? - zaskoczyła
go wiadomość, którą mu właśnie powiedział. Dlaczego nie zaczął
tak od razu, tylko dopiero po godzinie spotkania? Przecież to ważne.
-Oczywiście, że poważnie. Nie kłamał
bym cię w takiej sprawie.. rany.. nie rób takiej miny – Chociaż
wcale mu się nie dziwił. Sam jak się dowiedział nie wyglądał
lepiej, był zaskoczony dużo bardziej, choć może nie powinien, w
końcu spłodził już dwójkę dzieci.
-No to.. gratuluję – co mógł
innego powiedzieć? Jego przyjaciel będzie miał trzecie dziecko,
prześcignął nawet jego. Kto by się spodziewał, że Dei będzie
miał dzieci.. no na pewno nie on.
-Mam nadzieję, że tym razem urodzi
się chłopak.. - kochał swoje dwie córki, ale tym razem chciał
mieć syna. Chciał grać z nim w piłkę, oglądać mecze.
Zazdrościł Sasoriemu tego, że ma syna. Właściwie to nawet Yahiko
miał dwóch synów, a on? Żadnego. Życie jest dla niego
niesprawiedliwe. W tym momencie do domu wszedł Shun i skierował się
do salonu słysząc dobiegające stamtąd znajome głosy.
-Cześć Wujku – przywitał się
wesoło z Deidarom.
-Cześć młody – uśmiechnął się
do chłopca. Stwierdził w myślach, że chłopiec niesamowicie
szybko rośnie, widział go jakieś dwa miesiące temu, a już
wydawał mu się wyższy. Chyba nie odziedziczył wzrostu po ojcu..
chociaż trzeba przyznać, że Sasori stał się naprawdę wysokim
facetem, w przeciwieństwie do tego jaki był jeszcze w szkole.
Zawsze niższy od swoich kolegów. Nikt nie przypuszczał, że po
skończeniu szkoły średniej wybije tak w górę.
-A ze mną to się nie przywitasz? -
obruszył się Sasori, ale gdy tylko syn wciągnął dłoń by
przybił z nim specjalny uścisk, który wymyślili parę lat temu,
uśmiechnął się do chłopca.
-Wujku, a Kaori dostała dzisiaj
jedynkę – poskarżył na koleżankę, która była córką Deia.
Chodzili razem do klasy. Chciał jej dokuczyć, za to że powiedziała
nauczycielce, że to on napisał brzydkie słowo na tablicy. Wredna
baba.
-Na prawdę?..
-Shun! - zrugał go ojciec. Nie
podobało mu się, że skarży na przyjaciółkę. Nie tak powinien
się zachowywać w stosunku do przyjaciół. Pewnie znowu się
pokłócili.. ale to nie powód do donoszenia na siebie. - A ty, co
dostałeś?
-Ja? No... tróję...- powiedział
najciszej jak potrafił. Wiedział jak Sasori jest uczulony na temat
ocen.
-Co?.. - miał nadzieję, że się
przesłyszał. Co prawda trója to nie jedynka, ale to też zła
ocena. Zła dla niego.
-Nic.. Nie pamiętam. Na razie! –
uciekł z salonu wbiegając po schodach i kierując się prosto do
swojego pokoju. Sasori patrzył za nim chwilę marszcząc brwi.
-To dziecko w ogóle nie odziedziczyło
po mnie talentu do nauki... - wiedział że chłopiec trochę
lekceważył szkołę i nie zawsze uczył się tyle ile trzeba. A
nawet jak już go zagonili do nauki, to i tak nie przynosił do domu
piątek. Był w tym naprawdę kiepski.
-Ale przynajmniej masz syna.. - Sasori
spojrzał na przyjaciela z politowaniem? Co ma jedno do drugiego?
-Dziękuje Wujku Itachi – powiedział
czarnowłosy dwunastolatek, składając ręce jak do modlitwy, stojąc
przy nagrobku na tle zachodzącego słońca. - Wygraliśmy ten mecz.
Prosiłem cię żebyś nam pomógł i tak zrobiłeś. Na prawdę
dziękuję. - zamknął oczy by pomodlić się w ciszy.
-Tutaj jesteś – odezwał się Sasuke
zmierzając w stronę syna, trzymając drugiego sześcioletniego za
rękę. Ryu spojrzał na ojca i uśmiechnął się do niego. -
Przepraszam, że nie przyszedłem na mecz. Mama mówiła, że
wygraliście.
-Nic się nie stało. Wujek był ze mną
cały czas – Sasuke spojrzał na grób swojego brata. Ryu uwielbiał
swojego wujka. Choć znał go tylko pięć lat, to zdążył się do
niego bardzo przywiązać. Niestety, los nie dał Itachiemu poznać
swojego młodszego bratańca.
-Cieszę się. Itachi, dziękuje że
byłeś tam za mnie – powiedział w stronę nagrobka, po czym
ponownie spojrzał na syna - Wracajmy do domu. Mama znowu będzie
krzyczeć jak się spóźnimy. - Sakura była wybuchowa, wolał
uniknąć jakichkolwiek sprzeczek.
-Dobrze. Na razie wujku, wkrótce znów
cię odwiedzę. - Cała trójka ruszyła w stronę wyjścia z
cmentarza. Dorosły Uchiha odwrócił się na chwilę, by spojrzeć
na grób. Brakowało mu go. Minęło już siedem lat od jego śmierci,
a wciąż czuł pustkę. Był zbyt młody żeby umierać, ale.. czy
na to da się być zbyt młodym? Chyba nie. Nigdy by nie
przypuszczał, że jego brat umrze na zawał w tak młodym wieku. Był
dobrym bratem, lepszego nie mógł sobie wymarzyć.
-Tatusiu... dlaczego ja nie poznałem
wujka? - zapytał mały Koichi, gdy wyszli już cmentarza. - Nie mógł
poczekać i umrzeć później?
-Głupi jesteś, tego się nie wybiera,
i jak możesz tak mówić? Jakby miał wybór na pewno by nie umarł
– oburzył się słysząc słowa młodszego brata, były zbyt
okrutne.
-Sam jesteś głupi!
-Przestańcie.. - przerwał im
kłótnie. Po czym zwrócił się do młodszego syna. - Nie widzisz
wujka ale on ciebie tak, więc nie masz się co martwić. Na pewno
cię poznał. - trudno wytłumaczyć dziecku czym jest śmierć.
-Woow, naprawdę? Wujek jest
niewidzialny! - ucieszył się z tego. Myślał, że super jest być
niewidzialnym, można robić innym psikusy i nigdy cię nie znajdą
gdy będziesz się bawił w chowanego. - Wujek jest super!
-A ja to niby nie jestem? - oburuszył
się Uchiha. No jak to tak? Doceniają jego brata, a własnego ojca
już nie? To prawda, że nie miał aż tak świetnego podejścia do
dzieci jak Itachi, i nie umiał się z nimi tak dobrze bawić, ale
się starał.
-Jesteś! - krzyknęli obaj chłopcy,
po czym wybuchli śmiechem.
-Tato, weźmiesz mnie na barana? -
zapytał sześciolatek, patrząc na opiekuna błyszczącymi oczkami.
Sasuke podniósł syna i umieścił go na swoich barkach. - Jestem
wyższy od ciebie Ryu! - krzyknął do brata pokazując mu język.
-Tato, a mnie weźmiesz? - zapytał
dwunastolatek.
-Żartujesz?.. - rzucił retorycznie.
Pewnie by go uniósł, ale to nie znaczy, że nie było by to
bardziej męczące niż niesienie sześciolatka.
-Wcale, a wcale – rzucił, kopiąc
kamień. Trochę było mu szkoda, że nie jest taki mały jak brat,
tata już dawno go tak nie nosił. I nie obwiniał go o to.
-No to wskakuj – Spojrzał na ojca
zaskoczony. - Wygraliście mecz. Zasłużyłeś na nagrodę. - Na
twarzy dzieciaka pojawił się szeroki uśmiech. Sasuke ukucnął, a
Ryu wdrapał mu się na plecy.
-Koichi trzymaj się – uprzedził
syna, bo tym razem nie mógł go trzymać, gdyż chwycił starszego
pod kolana.
-Trzymam się! - oznajmił radośnie.
Nie łatwo się szło z dwojgiem dzieci na sobie, jeden na barkach,
drugi na plecach. Starszy syn oparł brodę na ramieniu ojca.
-Szkoda, że cie nie było na meczu. -
bardzo chciał, by tata przychodził na jego wszystkie mecze
baseballowe. Niestety nie zawsze miał czas.
-Słyszałem, że wybiłeś home run'a
– chciałby to zobaczyć. Jego pierworodny syn gra w baseball
dzięki Itachiemu, który od zawsze lubił ten sport, zaszczepił tę
miłość w jego synu, gdyż sam nie mógł mieć własnych dzieci.
-Gdybyś widział miny tamtej drużyny
– zaśmiał się na samą myśl o tym. Tamci również byli bardzo
dobrzy, przez co mecz był wyrównany. Dlatego wygrana cieszyła
jeszcze bardziej.
-Aż tacy byli zdziwieni? Czy może
przestraszyli się tym, że jesteś taki dobry, co?
-Na pewno jedno i drugie..
-A wy jeszcze nie w domu? - usłyszeli
znajomy głos, i odwrócili swe spojrzenia w stronę różowowłosej
kobiety, która stała z torbami zakupów. - Spieszyłam się do
domu, bo myślałam że czekacie na mnie głodni, a wy jeszcze nie
doszliście? - pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Mama! Chcę do mamy! - zażądał
Koichi. Kruczowłosy ukucnął i pozwolił zejść swoim synom z
siebie, obaj podbiegli do rodzicielki. Sasuke również do niej
podszedł. - Mamo, mamo co mi kupiłaś? - pytał zaglądając do
torby. To samo zrobił Ryu, choć o to nie pytał, to przegrzebał
torbę by sprawdzić czy znajdzie coś słodkiego.
-Nie ma teraz słodyczy. Idziemy do
domu na kolacje - zadecydowała odsuwając torby od dzieci. - A ty
się nawet po meczu nie przebrałeś – popatrzyła na syna
stojącego w brudnym stroju baseballowym.
-Jakoś tak wyszło – zaśmiał się
zakłopotany. Nie miał czasu się przebierać, biegł do wujka.
-Ale jesteś brudas – zawtórował mu
śmiechem sześciolatek.
-Sam jesteś brudas, głupku –
zmarszczył brwi, nie będzie go małolat przezywał.
-Ty jesteś.
-Nie, ty.
-Ty.
-Nie, bo ty.
-Ty, ty, ty, tytytytytytyty... - ta
kłótnia mogła trwać w nieskończoność. Sasuke i Sakura
uśmiechnęli się do siebie, po czym kruczowłosy wziął od Sakury
jedną z toreb i ruszyli w stronę domu.
Rodzina Akasunów siedziała właśnie
przy stole w salonie i wspólnie jadła kolacje. Takie chwile były
bardzo cenne, szczególnie dla Sary, wiedząc że jej mąż często
lata po świecie i nie zawsze może mogą zjeść razem. A że
posiada linie lotnicze ze swoim nazwiskiem świadczy o tym, że ma
jeszcze więcej obowiązków niż zwykły pilot. Tym razem jednak
Sasori wziął sobie tygodniowy urlop, bo wreszcie mógł sobie na to
pozwolić. Chciał spędzić z rodziną ten czasu i tylko z nią.
Jednak okazało się, że tym razem Sarah musi wyjechać, gdyż teraz
ona dostała zlecenie w pracy. Była architektem, czasami musiała
wyjeżdżać, jednak nie tak często jak jej mąż.
-Poradzicie sobie przez te pięć dni?
- zapytała z troską w głosie. Dawno nie zostawiała Sasoriego
samego z dziećmi, chociaż nie miała wątpliwości że sobie
poradzi, był przecież odpowiedzialny, jednak matczyna obawa w niej
siedziała.
-Oczywiście, nie masz się o co
martwić. Domu nie puścimy z dymem – uśmiechnął się do niej
zapewniając tym samym, że wszystko będzie w porządku.
-No ja mam nadzieje – odwzajemniła
uśmiech.
-Co wy na to dzieciaki, żeby pójść
jutro do wesołego miasteczka, hm? - Już dawno im to obiecał, ale
nie miał czasu by spełnić tę obietnice, na szczęście teraz
nadarzyła się okazja.
-Super! - krzyknął Shun. On
najbardziej na to czekał. - Pojedziemy na wszystkich kolejkach
prawda?
-Zobaczymy – Dawno nie był w takim
miejscu, ale nie sądził by dzieciakowi starczyło siły na
wszystkie te atrakcje, było ich tam mnóstwo. Ale z drugiej strony
to przecież energiczny dzieciak. On na pewno nie zamierza jeździć
z nimi na wszystkich atrakcjach.
-Nie ma mowy – odezwała się Mei. -
Nie pójdę do żadnego wesołego miasteczka, to dla dzieci.. -
Spojrzeli na nią nieco zdziwieni jej słowami. Jej humory
doprowadzały ich do szału, ale starali się nie zwalczać krzyku
krzykiem, o ile było to możliwe. Częściej się nie udawało.
-Nie opowiadaj bzdur – wtrąciła
Sarah. - Wesołe miasteczko jest dla wszystkich. Nawet dorośli się
tam świetnie bawią.
-O co chodzi? - Sasori czuł się
zagubiony. Patrzył na swoją córeczkę niezrozumiałym spojrzeniem.
- Przecież ostatnio gdy obiecałem, że tam pójdziemy.. cieszyłaś
się.
-To było pół roku temu.. dorosłam
od tego czasu. - Jak dla niego była taka sama.. może oprócz jej
humorów, te wahania zwiększyły się.
-Pff haha.. dorosłaś? - Shun wybuchł
śmiechem, za co dostał od niej w głowę. - Mamo! Ona mnie bije!
-To przestań się śmiać!
-Ma być spokój przy stole! - Sarah
nie wytrzymała. Miała dosyć tych kłótni. Albo kłóci się z
nią, albo z Sasorim. Ta dziewczyna bywa nie do zniesienia, już nie
mają pojęcia jak sobie z nią radzić. - Mei, zachowuj się bo
przestanę być taka miła.
-A niby teraz jesteś miła? -
zabrzmiało to bezczelnie, ale gdy była zdenerwowana nie patrzyła
na to co mówi. Nikt jej nie rozumiał. Dlaczego jej rozkazują? Ona
nie chce iść do głupiego wesołego miasteczka, woli spędzić
popołudnie z koleżankami.
-Idź do pokoju – powiedziała
stanowczo. Sasori wolał się nie wtrącać, wiedział, że jak jego
żona jest zła to lepiej siedzieć cicho. Shun też o tym dobrze
wiedział, więc tylko obserwowali sytuację.
-Jeszcze nie zjadłam.
-Trudno, idź. - wskazała palcem w
stronę schodów.
-Dlaczego? Bo nie chcę iść do
jakiegoś głupiego wesołego miasteczka? Wolałabym tam pójść z
koleżankami niż z nim! – popatrzyła na ojca. Sasoriego
zaskoczyły i uderzyły te słowa dotkliwie. Przy stole zapadła
chwila ciszy. Nie miał pojęcia, że jego córka aż tak się go
wstydzi. A może ma do niego o coś żal? Ale przecież nic jej nie
zrobił.
-Dosyć tego! - Sarah wstała od stołu.
- Przeproś tatę, w tej chwili! - brązowowłosa wpadła w prawdziwy
gniew. Teraz to Mei nic nie mogło uratować. Nie miała prawa mówić
tak do ojca, zachowywała się bezczelnie i to jej się nie upiecze.
Ale dziewczyna była zbyt uparta, wolała przyjąć każdą karę niż
przyznać się do błędu, choć sama przed sobą przyznała, że go
popełniła. Żałowała tych słów, ale przepraszanie szło jej
ciężko. Podobnie jak kiedyś Sasoriemu. Czerwonowłosy czekał
chwilę aż jego córka coś powie, ale nie doczekał się. Po chwili
wstał.
-W porządku. Nie musisz iść do
wesołego miasteczka z nami – odszedł od stołu, kierując się na
górę. Reszta rodziny wiodła za nim wzrokiem dopóki nie zniknął
na piętrze. Kobieta rzuciła groźne spojrzenie córce.
-No co? - zapytała niewinnie. Teraz
czuła się winna. Tata nigdy tak nie reagował. Albo na nią
krzyknął, albo obrócił jej słowa w żart drażniąc się z nią.
Ale nigdy, w ten sposób. Aż tak go zraniła? To niemożliwe,
przecież tata był twardy. Nie według wujka Hidana, ale według
niej i Shuna był.
Sasori położył się na łóżku z
rękami założonymi za głowę. Bycie rodzicem nie jest takie
proste. Było prostsze gdy Mei miała pięć, dziesięć lat, ale nie
teraz. Co ją ugryzło? Czy coś jej zrobił? Dlaczego czuł, jakby
tracił córkę? Zabolało go to co powiedziała. Nie mógł
powiedzieć, że nie jest na nią o to zły, bo trochę był, ale był
też zły na siebie, bo nie wie gdzie popełnił błąd. Czy musi coś
z tym zrobić? Czy ten wiek dojrzewania sam przeminie? Miał
nadzieję, że nie zostanie jej to na zawsze, zwłaszcza że kiedyś
była uśmiechniętą i pogodną dziewczynką. W sypialni panowała
ciemność. Jedynie księżyc rzucał smugę światła przez
odsłonięte okna. Słyszał głosy dochodzące z dołu, nie wiedział
o czym rozmawiają, ale domyślił się, że Sarah daje córce wykład
na temat jej złego zachowania. Po chwili wszystko ucichło i zapadła
cisza. Leżał tak gapiąc się w sufit, zastanawiając się co
powinien zrobić. Może powinien z nią porozmawiać? Na spokojnie,
bez żadnych krzyków. Starał się sobie przypomnieć, co zrobiłby
jego ojciec. Po mimo tego że w dzieciństwie miał do niego żal, że
zatracił się w alkoholu, uważał go za dobrego ojca. Wiele go
nauczył i wychował na porządnego człowieka. Kiedyś tego nie
doceniał. Nie może do niego zadzwonić i się poradzić, bo
wyszłoby że jest beznadziejnym ojcem, a tak nie może być. Musi
postarać się samemu znaleźć rozwiązanie.
-Tato... - usłyszał głos córki i
podniósł się do siadu. Stała przed łóżkiem, patrząc na niego
zaszklonymi oczami. Było ciemno, ale to akurat widział. -
Przepraszam tato.. - spuściła głowę. Sasori patrzył na nią,
zaskoczony tym, że go przeprosiła. Nie często jej się to
zdarzało, prawie w ogóle. - Nie chciałam zrobić ci przykrości..
to nie tak, że nie chce iść tam z tobą.. ja nie chciałabym iść
nawet z mamą, bo... jestem za duża, by chodzić z rodzicami do
wesołego miasteczka... - mówiąc to mięła fragment swojej bluzki.
Nie chciała, by tata się na nią gniewał, chciała tylko żeby
zrozumiał, że na pewne rzeczy jest już za duża.
-W porządku – uśmiechnął się
lekko do córki. - Rozumiem. - Nie pamiętał z własnego
doświadczenia by wstydził się chodzić z rodzicami po mieście.
Ale przecież gdy on był w jej wieku, jego mama już nie żyła, a
ojciec pił, więc miał większy powód do tego by się go wstydzić.
-Nie jesteś zły? - trochę zdziwiła
się tym, że nie dostała żadnego pouczenia z jego strony.
-Nie - wstał i podszedł do córki. -
Nie jestem.. - dodał i przytulił ją do siebie. Przez chwilę była
zaskoczona, ale zaraz wtuliła się w ojca. Już dawno nie czuła się
tak bezpieczna. Wydawało jej się, że jest już na tyle duża, że
może być niezależna od rodziców. A jednak jakimś cudem, wciąż
czuje się w objęciach ojca niesamowicie bezpiecznie.
Następnego dnia Sarah wyjechała z
samego rana, kiedy dzieci jeszcze spały. Wyszła z domu dopiero po
tym jak przekazała wszystkie ważne informacje czerwonowłosemu.
Takie jak to, że będzie musiał pójść na zakupy, że Shun
potrzebuje nowych butów, żeby nie dawał im za dużo słodyczy, a
szczególnie nie przed spaniem, żeby przypominał im o myciu zębów,
bo lubią zapominać.
-Kobieto.. idź że już, taksówka
czeka... - powiedział poirytowany, przerywając jej długi wywód,
który zdawał się nie mieć końca. - Nie jestem małym dzieckiem,
poradzę sobie. - zapewnił ją. Chciał żeby się pospieszyła, bo
taksówka nabija ceny. Co z tego, że mają pieniądze, nie zamierzał
ich bezmyślnie marnotrawić.
-No dobra, lecę – wpiła się w jego
usta, całując go szybko aczkolwiek zmysłowo, po czym oderwała się
od niego i pobiegła do taksówki. Patrzył chwilę jak odjeżdża,
po czym zamknął drzwi.
Tego dnia mieli iść do wesołego
miasteczka, tak jak obiecał. Shun od rana nie mógł doczekać się
tej chwili. Miał dziewięć lat, chodził z kolegami po dworze, ale
nie mógł oddalać się aż tak, do tego podróż do wesołego
miasteczka z tatą wydawała mu się fajniejsza niż z kolegami.
Dlatego też nie rozumiał swojej siostry.
-Gotowy? - zapytał Sasori syna, stojąc
już przy drzwiach. Shun zawiązał buta i wstał.
-Gotowy – rzucił z uśmiechem.
-No to w drogę – zdążył nacisnąć
na klamkę i usłyszał głos swojej córki.
-Zaczekajcie! - zbiegła po schodach
podbiegając do nich. - Idę z wami. - oznajmiła wkładając buty.
Patrzyli na nią zaskoczeni tak nagłą zmianą decyzji.
-A miało być tak pięknie.. - rzucił
sarkastycznie Shun, za co został pociągnięty za ucho przez ojca. -
Aua... - złapał się za obolałe miejsce. - Idziesz z nami, bo cię
koleżanki wystawiły?
-Wcale nie! - Czasami wkurzało ją
posiadanie takiego irytującego brata, zbyt często ją denerwował.
- Idę bo chcę, nie podoba się?
-Cieszę się – uśmiechnął się
Sasori. Na prawdę chciał pójść do wesołego miasteczka również
córką. Przypominały się wtedy czasy sprzed paru lat, kiedy to
całą rodziną gdzieś chodzili. A to na sanki, a to do parku, a to
na plac zabaw. No i przynajmniej nie będzie musiał jeździć z
Shunem na każdej atrakcji, gdy będzie z nimi Mei. Wyszli z domu,
zamykając za sobą drzwi na klucz.
Gdy tylko dotarli do celu, od razu
rzucili się na watę cukrową. Jak zwykle była do niej duża
kolejka ale warto było czekać. Od razu po zjedzeniu waty, Shun i
Mei zażądali jazdy na rollercosterze, zaciągając tam ze sobą
Sasoriego. Czerwonowłosy, nie był przekonany co do tego, zwłaszcza,
że przez te parę, paręnaście lat te atrakcje zrobiły się
jeszcze bardziej straszne. Nie powie przecież dzieciom, że się
boi, dlatego też dał się namówić. Po tym przyszła kolej na inne
kolejki, prezentujące się równie niebezpiecznie. Na jednych Sasori
jeździł z dziećmi, głównie za ich prośbą, na innych bawiły
się bez niego. I tak zleciało dwie godziny, nawet nie zauważyli
kiedy.
-Tato, teraz tam – zawołał chłopiec
wskazując na wielki diabelski młyn. Sasori uniósł głowę do
góry. Był naprawdę wielki, widok stamtąd musi być niesamowity.
Nie taki jak z jego samolotu, ale na pewno też ładny.
-Idźcie sami, ja tu zaczekam – nie
bardzo miał ochotę się tam znaleźć, po mimo iż nie była to
ekstremalna karuzela.. no chyba że ktoś ma lęk wysokości.
-Dlaczego..? - marudził Shun, chciał
być tam z tatą. Trochę się bał, ale nie zamierzał się do tego
przyznać. Sama siostra nie doda mu odwagi.
-Zapomniałeś? Tata tam nie wsiądzie,
ma klaustrofobie – przypomniała Mei. Zamknięte pomieszczenie z
którego nie można było samodzielnie wyjść, przyprawiało
czerwonowłosego o dreszcze. - Nie rozumiem... siedzisz w samolocie w
niedużej kabinie i tam nie masz klaustrofobii..
-To co innego – burknął. Nigdy nie
zrozumieją.. - Z kabiny pilota da się wyjść – do tego kochał
latać, więc świadomość tego, że znajduje się wysoko nad
ziemią, gdzie czuł się najlepiej, była silniejsza niż cokolwiek
innego.
-Tato, ty tchórzu.. - rzuciła
pogardliwie.
-Kogo nazywasz tchórzem? - Czy to jego
wina, że źle się czuje w takich pomieszczeniach? Tak już ma, nic
na to nie poradzi. Gdyby miał wybór, to pewne że nigdy nie
chciałby mieć żadnej fobii. Oczywiście, gdyby musiał wsiąść
do ciasnego pomieszczenia, jak na przykład winda, zrobiłby to. Ale
skoro nie musi, to nie widział sensu by to robić. Nagle poczuł jak
Shun chwyta go za rękę.
-Tato.. ja też się boję. Ale nie
martw się, razem będzie nam raźniej. - uśmiechnął się do ojca
ściskając jego dłoń. Sasori westchnął. Nie było wyjścia,
musiał iść na ten nieszczęsny młyn. Skoro jego dziewięcioletni
syn potrafi pokonać strach, to on tym bardziej. Chociaż.. mówi
się, że dzieci nie boją się tak jak dorośli. Pewnie dlatego, że
nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa, albo o tym po prostu
nie myślą.
-Chodźmy, chodźmy.. - ruszył w
stronę młyna razem ze swoimi pociechami. Kiedy to on ostatnio
wsiadał do tej niezwykle stresującej go maszyny? Z tego co sobie
przypominał, było to w szkole średniej, na jednej z randek.
Pamiętał to. Co prawda niedokładnie, ale jakieś migawki wspomnień
pozostały. Zresztą jak mógłby zupełnie zapomnieć randki z jego
pierwszą wielką miłością. Nie zupełnie odwzajemnioną. Po mimo
bolesnych chwil nie miał urazu, było minęło. Teraz jak o tym
myśli na jego twarzy pojawia się sentymentalny uśmiech. Młyn nie
okazał się być taki straszny, ani dla Sasoriego, ani dla Shuna,
który był pod wrażeniem widoków. Mężczyzna kątem oka zerknął
na telefon swojej córki, która właśnie pisała sms'a.
„Przepraszam, że nie przyszłam. Spędzam dzisiaj czas z
rodziną”. Uśmiechnął się
do siebie widząc taką wiadomość, i skierował wzrok na widok za
szybą. A jednak, nikt jej nie wystawił.
Po
spędzeniu czterech godzin w wesołym miasteczku wybrali się do
sklepu. Trzeba było zaopatrzyć lodówkę w żywność. Nie umiał
gotować, ale liczył na to, że Mei pomoże mu zrobić kolację. Ona
coś tam umiała. A jak nie, to wybiorą się zjeść coś na miasto.
Do tego miał kupić synowi buty. Mógł to zrobić w ciągu paru
dni, nie musiał dzisiaj, ale chciał mieć to z głowy. Nie lubił
chodzić po sklepach. Zajechali więc do jednej z galerii. Pierwsze
co zrobili to poszli kupić buty Shunowi. Nie było to łatwe
zadanie, bo albo było mu w jakiś butach niewygodnie, albo mu się
nie podobały. I tak kolejna godzina minęła, w której to jeszcze
jego córka naciągnęła go na zakup butów dla niej. Były
cholernie drogie, ale powiedziała, że to zupełnie normalne i że u
niej każda koleżanka takie kupuje. Nie sądził, by każdą było
stać. Jego choć stać, nie bardzo był wyrywny by je kupować, ale
w końcu uległ, pod wpływem natłoku argumentów w stylu, że się
nie zna. Wiedział jedno, już nigdy nie zamierzał z nią iść do
sklepu. Po zakupie butów skierowali się na dział spożywczy. Ludzi
było pełno, jak to zazwyczaj w galeriach. Gdy już miał zostawiać
torby z butami w recepcji, usłyszał głos córki.
-A gdzie Shun? -
zapytała nie widząc przy sobie brata. Sasori rozejrzał się
dookoła. Nie było go. Cholera.. zgubił dziecko. Sarah by go za to
zabiła. Miał być odpowiedzialny, a on zgubił syna. Przeszedł
kawałek w jedną i drugą stronę szukając go, ale nie było po nim
śladu. Gdzie też mógł pójść? Przestraszył się. Miał
nadzieje, że nie wyjdzie na ulicę, albo że nikt go nie porwał.
Zresztą... kto by chciał mu porwać dziecko? Nie jest żadnym
prezydentem. Co prawda, jest pilotem, który lata liniami nazwanymi
własnym nazwiskiem, więc jest trochę znany, ale żadna z niego
sława. Nikt go nie rozpoznaje na ulicy, żyje jak normalny,
przeciętny człowiek, więc nie było powodów do tego, by porwać
mu syna. Zaraz.. dlaczego on myśli o takich absurdalnych rzeczach?
Musi się skupić na szukaniu.
-Przepraszam...
widziała może pani takiego małego brązowowłosego chłopca w
okularach? - zaczął pytać ludzi, być może ktoś zwrócił na
niego uwagę, ale wątpił w to. I miał rację, nikt w takim tłoku
go nie zauważył, każdy zajmował się sobą. Pozostało jedno
wyjście, pójść do recepcji i zgłosić jego zaginięcie. Jeżeli
był w sklepie powinien usłyszeć ogłoszenie i wrócić. Tak też
zrobił. Czekali ponad dwadzieścia minut i nie przyszedł. Kazał
córce zostać, a sam pobiegł przeszukać galerie. Może ten
dzieciak nie zwrócił uwagi na ogłoszenie. Sporo czasu zajęło mu
bieganie po wszystkich galeriach. Myślał, że może jest gdzieś na
dziale z zabawkami ale tam też go nie było.
-I co? - zapytała
Mei widząc wracającego ojca. Nudziło jej się to czekanie, sama
też chciała pomóc szukać. Martwiła się o młodszego brata, ale
nie aż tak jak Sasori.
-I nic. Chyba.. nie
ma go w sklepie. - gdzie mógł pójść? Myśl, Sasori, myśl. -
Może poszedł do dziadka.. - zamyślił się nad tym. Mieszkał
niedaleko, więc to było możliwe. Postanowił tam pojechać. Wyszli
ze sklepu, kierując się do samochodu. Saosori miał szczerą
nadzieję, że tam go właśnie znajdzie. Choć miał też wiele
wątpliwości, bo on nigdy sam nie chodził do dziadka.
W tym samym
czasie, w tym samym sklepie, blond włosy mężczyzna grał w
prezentację gry na xboxie, na dziale z grami. Granatowowłosy
chłopiec stał obok i przyglądał się wyczynom ojca, w grze o
wyścigach.
-Tato.. miałeś
zrobić zakupy – powiedział znudzony. Nie chciało mu się chodzić
po sklepie, został wyciągnięty tylko dlatego, że mama powiedziała
iż musi pomóc tacie z zakupami. A więc pojechał, i zamiast robić
zakupy, to jego ojciec gra sobie w grę. Byłoby całkiem fajnie
gdyby były dwa pady, jak mają w domu. Ale tutaj był tylko jeden,
do tego zajęty przez trzydziesto-paro letniego faceta.
-No poczekaj..
przecież się nie pali – rzucił nie odrywając wzroku od ekranu
dużego telewizora. Takeshi chętnie by coś podpalił byle by
pospieszyć własnego ojca, ale wolał nie robić sobie aż takich
kłopotów. Westchnął tylko chowając ręce do kieszeni.
-To ja idę coś
pooglądać – poinformował ojca. Nie miał zamiaru cały czas tu
stać, kto tam wiedział ile mu zejdzie.
-Dobra,
będę tutaj. - rzucił Naruto, wciąż pochłonięty grą.
Jedenastolatek skierował się w stronę innych galerii. Gry już
obejrzał, chciał nawet by tata mu jakąś kupił, ale mama w domu
surowo zabroniła, twierdząc że ma już bardzo dużo gier i że
kolejną może dostanie na gwiazdkę. To było niesprawiedliwe.
Uważał, że trzydzieści gier to naprawdę mało. Zjechał
ruchomymi schodami w dół. Idąc przed siebie patrzył w podłogę,
która nie była jakaś ciekawa, ale ładnie wypolerowana, więc
można się było w niej przejrzeć. Nagle poczuł jak ktoś w niego
wpada. Pod wpływem tego, cofnął się parę kroków, po czym
spojrzał przed siebie i ujrzał wstającego z podłogi
brązowowłosego chłopca.
-Przepraszam –
rzucił natychmiast, poprawiając okulary, które przeżywiły mu się
na nosie. - Nic ci nie jest? - nie miał zamiaru w nikogo wpadać.
Tak jakoś wyszło. Po prostu biegł, nie patrząc za bardzo gdzie.
-Nie.. a tobie? -
Przypatrzył się chłopcu. Był od niego o czoło niższy, więc na
pewno był młodszy. Chociaż mógł być po prostu niski.
-Nic, w porządku.
- rzucił odwracając wzrok. Nie miał pojęcia gdzie jest jego tata
i siostra. Myślał, że będą robić zakupy, a ich nie ma. Mógł
się nie oddalać, ale przecież im mówił, że idzie.. Dlaczego go
nie słuchali?
-Przed kim
uciekałeś? - przerwał milczenie widząc smutną minę nowego
kolegi. Nie smucił by się chyba z tego powodu, że upadł na tyłek.
To nie mogło aż tak boleć.
-Przed nikim.
Szukam mojego taty – miał nadzieję, że go znajdzie. Nie chciał
spędzić nocy w galerii.
-Zgubiłeś się? -
zapytał, a Shun skinął głową. - Nie bój nic, pomogę ci. Chodź.
- chwycił go za nadgarstek i pobiegł w stronę ruchomych schodów.
- Mój tata jest agentem FBI, na pewno znajdzie twoich rodziców –
powiedział z uśmiechem odwracając się na chwilę do niego. Biegł
po ruchomych schodach przepychając się przez ludzi, cały czas
ciągnąc za sobą Shuna. Dziewięciolatek nie protestował, jednak
był trochę zaskoczony tak nagłym zachowaniem kolegi. Wbiegli do
sklepu z grami i po kilku zakrętach znaleźli się przy Naruto, za
którym stało parę dzieci czekając na swoją kolej spróbowania
zagrać.
-Tato! - krzyknął
Takeshi podbiegając z brązowowłosym chłopcem do ojca. - Musisz mu
pomóc! - zawołał, a Naruto oderwał swój wzrok od ekranu i
spojrzał na chłopców. Przyjrzał się młodszemu z nich.
-Co się stało? -
zapytał, a Takeshi wyjaśnił ojcu, że brązowowłosy zgubił
swojego tatę i nie może go znaleźć. Naruto odłożył pad, ku
uciesze dzieciom stojących w kolejce i nachylił się nad chłopcem.
- Nie martw się, znajdziemy twojego tatę – uśmiechnął się do
niego, po czym poczochrał mu włosy. Chłopiec zarumienił się,
czuł się głupio. Miał już dziewięć lat, więc trochę wstyd
tak się zgubić. - Jak się nazywasz?
-Shun Akasuna –
przedstawił się, po czym Uzumaki się wyprostował.
-Akasuna... to
nazwisko.. jakbym gdzieś je słyszał.. - zaczął się zastanawiać.
Dałby sobie uciąć rękę, że gdzieś już słyszał to nazwisko.
Pracował w FBI więc to normalne, że kojarzył wiele nazwisk, ale
to na pewno nie było związane z żadną sprawą. Takeshi ujrzał za
plecami ojca wiszący plakat reklamujący linie lotnicze Akasuna.
Gdzie wielkimi literami było napisane nazwisko chłopca.
-Tato, patrz –
wskazał na plakat. Blondyn odwrócił się na chwilę w stronę
plakatu, rzucając na niego krótkie spojrzenie. - Ładny samolot. -
stwierdził sądząc, że syn chce mu właśnie to pokazać. Nie
przeczytał napisu reklamującego linie. Nie zwrócił na niego
uwagi. - Chodźmy, poszukamy twojego taty. - posłał chłopcu ciepły
uśmiech i razem z dziećmi ruszył w stronę wyjścia ze sklepu z
grami. Takeshi patrzył na niego z politowaniem. Mama miała rację,
tata jest bardzo roztrzepany.
Sasori dobijał
się do mieszkania na pierwszym piętrze po prawej stronie. Dzwonił
dzwonkiem do drzwi kilkukrotnie. Otworzyła mu Michi, jego macocha, a
on wparował do domu niczym wystrzelony z armaty. Za nim na spokojnie
weszła Mei witając się ze swoją przyszywaną babcią, która nie
miała pojęcia co się takiego stało, i dlaczego Sasori zachowuje
się tak... jak się zachowuje. Akasuna zajrzał do wszystkich
czterech pokoi. Z kuchni wyszedł Katsumi nie rozumiejąc poczynań
swojego syna.
-Dobrze się
czujesz? - zapytał mężczyzna, nie bardzo wiedząc co się dzieje.
-Nie denerwuj
mnie.. - warknął Sasori. Czy jego ojciec znów sobie z niego
żartuje? Nie czas na to. - Zgubiłem dziecko.. - jęknął
zrozpaczony.
-Jak to zgubiłeś?
- uniósł brew. Spojrzał na wnuczkę. Mei była tutaj, więc na
pewno chodziło o Shuna.
-Normalnie. Był z
nami w sklepie, a potem zniknął. Nawet nie zauważyłem kiedy. -
Już nie miał pojęcia gdzie go szukać. Miał tylko nadzieję, że
nic mu nie jest i że go znajdzie.
-Sarah wie?
-Oszalałeś? -
spojrzał na niego jak na idiotę.
-No proszę,
dopiero co wyjechała, a ty już masz problemy... - westchnął - ..
cały mój syn – Sasoriemu żyłka zaczęła pulsować. Znowu mu to
robi. Znowu się z nim drażni. Nic na starość nie zmądrzał. -
Uspokój się. Pomyśl, gdzie może być?
-Staram się.. ale,
nie mam pojęcia – Może starał się za dużo myśleć? Być może
gdyby przestał się o niego bać, szło by mu to lepiej, ale póki
co nie mógł się do końca skupić.
-Shun ma już
dziewięć lat, poradzi sobie gdziekolwiek jest. Więc przestań
panikować i pomyśl, gdzie mógłby pójść.
-Nie wiem... -
myślał, naprawdę myślał nad tym. Znał przecież swoje dzieci,
musiał wiedzieć gdzie mógłby pójść. - Nigdy to się nie
zdarzyło.. Nigdzie by nie poszedł. - nie był do końca pewny, bo
to częściej Sarah chodziła z nimi po sklepach.
-W takim razie
pewnie jest nadal w sklepie – Katsumi myślał pozytywnie, nie
dlatego, że nie martwił się o wnuka, ale miał po prostu większe
doświadczenie w tych sprawach. Sasori jako dzieciak też się zgubił
i to nie raz, był bardzo ciekawskim dzieckiem, wszędzie potrafił
wejść. A raz nawet próbował uciec z domu.
-Tata szukał go
wszędzie – wtrąciła Mei. - W całej galerii. Co jeśli ktoś go
porwał? - zapytała zmartwiona. Jej brat to denerwujący pajac, ale
kochała go i nie chciała go stracić.
-Ty jej nagadałeś
takich głupstw? - spojrzał pretensjonalnie na dorosłego syna. Jako
dorosły powinien być bardziej opanowany i nie martwić własnej
córki.
-Nie.. po prostu
głośno myślałem.. - oparł się o ścianę, nie wiedząc co
powinien zrobić. Może zadzwonić na policję? To w sumie jest
jakieś wyjście. - Beznadziejny ze mnie ojciec.. - westchnął.
Katsumi uśmiechnął się na te słowa.
-Nie beznadziejny,
tylko trochę nieporadny – Wielu osobom zdarza się stracić z oczu
dziecko, ale to nie czyni ich beznadziejnymi rodzicami. Dzieci już
takie są, że lubią znikać z oczu. Nagle rozbrzmiał się głos
telefony Sasoriego. W pośpiechu wyjął go z kieszeni mając
nadzieję, że to nie jego żona. Spojrzał na wyświetlacz, nieznany
numer, a więc po prostu odebrał.
-Słucham? - rzucił
znudzonym głosem, sądząc że to jakaś firma, która znowu chce go
do czegoś nakłonić. Jednak słysząc głos w słuchawce zaraz się
ożywił. - Sh..Shun? - nie wierzył własnym uszom. Skąd jego syn
ma telefon? - Gdzie jesteś?? - kamień z serca mu spadł gdy
usłyszał głos syna.
-S..spokojnie tato
– brzmiał głos chłopca w słuchawce. - Jestem w galerii, taki
miły pan dał mi zadzwonić i...
-Jesteś cały? -
nie dopuścił syna do słowa. Zamartwiał się o niego, a on sobie
tak po prostu na spokojnie z nim rozmawia. To drugie dziecko w
kolejce, które doprowadzi go do nerwicy.
-T..tak... - czuł
się lekko zażenowany zachowaniem ojca, aż tak się o niego bał?
To miłe, ale nie jest już małym dzieckiem. Dobrze, że tylko on go
teraz słyszy.
-Dlaczego się
oddaliłeś..
-Tato, dam ci tego
miłego pana.. - przerwał ojcu oddając telefon Naruto, który
chciał z nim umówić, miejsce spotkania. W końcu nie zamierzał
przywłaszczyć sobie jego syna.
-Hej, czekaj! -
zawołał, jednak na próżno.
-Yo – usłyszał
głos mężczyzny i przez chwilę nic nie mówił. Taka cisza trwała
pięć sekund.
-Kim jesteś? -
zabrzmiało ponuro. Jaki odpowiedzialny dorosły mówi „Yo”? Na
kogo jego biedny syn trafił..
-Uzumaki Naruto –
przedstawił się, w ogóle nie zwrócił uwagi na nie zbyt przyjazny
ton mężczyzny.
-Uzumaki.. -
powtórzył ciszej. Uzumaki Naruto, jakby gdzieś słyszał to imię
i nazwisko. Na pewno znał kogoś, kto tak się nazywał. Był tego
pewny. - Niemożliwe! - wyrwało mu się za nim zdążył się
powstrzymać.
-Słucham? -
zaskoczyło go to.
-Ee.. nic, nic –
Niemożliwe, żeby to był ten szklony pajac. Ten wiecznie
uśmiechnięty, ciągle robiący hałas, ten który go irytował, a
jednocześnie jego widok potrafił poprawić humor. To nie mógł być
ten facet, który prawie dwadzieścia lat temu uratował go przed
zgrają chłopaków, którzy nieźle go poturbowali. To akurat dobrze
pamiętał, na samą myśl wszystko go bolało. - Shun jest cały i
zdrowy? - zapytał, odkładając wspomnienia na bok. Kimkolwiek nie
był by mężczyzna z którym rozmawiał, to pomógł jego synowi
skontaktować się z nim, użyczając mu telefonu. I to się teraz
liczyło.
-Spokojnie, nic mu
nie jest. Dzielny z niego chłopak – pochwalił chłopca puszczając
mu oko. Omówili miejsce i czas spotkania. Był to parking przed
galerią, za dwadzieścia minut.
Po zakończonej
rozmowie, Naruto schował telefon do kieszeni spodni. No i sprawa
załatwiona, dodzwonili się do ojca chłopca, i nie ma się co
martwić. Żaden problem. Cieszył się, że znów mógł komuś
pomóc, i cieszył się że jego syn też był do tego chętny.
Shunowi nagle zaburczało głośno w brzuchu. Blondyn słysząc to
spojrzał na niego, a ten pokrył się lekkimi rumieńcami.
-Głodny jesteś? -
zapytał uśmiechając się widząc jego zawstydzenie. Czego tu się
wstydzić? Przecież każdy bywa głodny, a już na pewno on.
-Nie bardzo... -
odwrócił wzrok. Po chwili znów usłyszał odgłos dochodzący ze
swojego brzucha. Głupi żołądek! W ogóle z nim nie współpracuje.
- Trochę.. - dodał zmieniając zdanie.
-W takim razie,
chodźmy coś zjeść – postanowił, po czym udali się do barów
wydających jedzenie. W galerii było ich parę, ale oczywiście
wybrali ten z fast foodami, bo tak chciały dzieci. Uzumaki nie był
wybredny, to też było mu wszystko jedno czy zje fast food'a, czy
też jakiś zwykły obiad jak ryba z ryżem, czy zupa miso. Choć
gdyby była tu budka z Ramenem, nie pogardziłby.
-Ja chcę frytki –
zażądał granatowowłosy, gdy stali już w kolejce.
-A ty, czego sobie
życzysz? - mężczyzna spojrzał na Shuna. Chłopiec rozejrzał się
po kolorowym i zachęcającym do zakupu menu wiszącym na ścianie.
Trudno mu było się zdecydować, był tak głodny, że mógłby
zjeść naprawdę wszystko. Mógł jednak dokończyć ten obiad jak
prosił go tata.
-Hamburgera –
powiedział w końcu. Długo to trwało, dwoje ludzi przed nimi
zdążyło złożyć swoje zamówienia, za nim on się zdecydował,
ale Naruto nigdzie się nie spieszyło, więc czekał cierpliwie, aż
chłopiec coś wybierze. Kiedy dostali swoje zamówienie na tacy,
usiedli przy jednym z wolnych stolików.
-Proszę pana.. –
zaczął brązowowłosy patrząc na blondwłosego mężczyznę
zajadającego mega dużą bułkę z mięsem i warzywami. Chłopiec
był trochę przerażony szybkością z jaką facet jadał burgera,
ale nie był w tym jedyny, jego syn również z szybkością
pochłaniał duże frytki. Jego mama by go mu zwracała uwagę, że
nie wolno jeść szybko bo to nie zdrowo. Uzumaki rzucił chłopcu
pytające spojrzenie. - Rozboli pana brzuch, jak tak szybko będzie
pan jadł. – Naruto roześmiał się na te słowa.
-Mówisz jak moja
żona – Hinata nie raz mu to powtarzała, ale mówiła to raczej
dla reguły, zdążyła się już do tego przyzwyczaić. - Ale masz
rację, nie powinno się tak jeść. Jednak nie martw się o mnie,
jem tak przez całe życie i nie mam problemów z żołądkiem –
zapewnił chłopca. Co za miły i troskliwy dzieciak.
-Shun, gdzie
chodzisz do szkoły? - zapytał Takeshi. Być może są w tej samej
szkole, wtedy będzie miał nowego kolegę. Nie miał ich za dużo,
tylko trójkę, nie licząc dzieci wujka Sasuke, ale oni mieszkali
teraz w Jokohamie, więc nie widywali się za często. Nie był za
bardzo lubiany przez swoją energiczną osobowość, która pakowała
go często w bójki.
-Totsuka Daisan –
powiedział nazwę swojej podstawówki.
-O... ja chodzę do
Fujimi – odpowiedział nieco zawiedziony. Tak jak myślał, chłopak
jest z innej szkoły. - Może kiedyś spotkamy się w gimnazjum –
rzucił entuzjastycznie. Nie potrafił smucić się długo, był
zwyczajnym optymistą.
-Może – skinął
głową z uśmiechem. Po tym jak zjedli wyrzucili papierki do kosza,
i pozostawili tace w przeznaczonym na to miejscu. Ruszyli na parking,
gdzie mieli się spotkać z Sasorim i oddać mu syna. Wyszli ze
sklepu i od razu przywitał ich lekki wiatr, który muskał ich
twarze. Czekali aż na parkingu pojawi się czerwonowłosy mężczyzna.
-Tam jedzie! -
zawołał Shun, wskazując na czarny samochód swojego taty. Wszędzie
go pozna. Podeszli więc bliżej, a Sasori wysiadł z samochodu.
Widząc swojego syna odetchnął. Już wcześniej gdy dostał telefon
przestał się tak denerwować, ale widząc go całego i zdrowego, po
prostu się ucieszył.
-Shun.. - zaczął,
ruszając do syna. - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że gdzieś się
wybierasz, co? Szukałem cię wszędzie.. - nachylił się do niego.
- Gdzie byłeś?
-No.. poszedłem
posłuchać muzyki w sklepie z płytami... mówiłem ci, że idę.. -
mruknął. A więc nie słyszał ogłoszenia, bo miał na uszach
słuchawki. Co prawda sprawdzał w każdym sklepie, ale był tak
roztargniony, że mógł go nie zauważyć.
-Jeśli nie
powiedziałem ci że możesz nie powinieneś się oddalać...
-Wiem, wiem.. -
przerwał ojcu. - Przepraszam – Nie chciał go martwić, tak jakoś
wyszło, nie umiał powiedzieć dlaczego nie poczekał na zgodę
ojca, po prostu coś go naszło na słuchanie piosenek i sobie
poszedł. Sasori westchnął i wyprostował się rzucając spojrzenie
na blondwłosego mężczyznę.
-A więc to jednak
ty.. - powiedział po krótkim przyjrzeniu się mu. Nie miał
wątpliwości, to ten sam facet sprzed dziewiętnastu lat. Nic się
nie zmienił... prawie nic. Co prawda był wyższy i wyglądał
poważniej, ale to wciąż ten sam Naruto.
-E? A ty to kto? -
w ogóle gościa nie kojarzył. Czerwone włosy, obojętne orzechowe
spojrzenie... nic mu to nie mówi.
-Nie ważne.. -
poważnie w ogóle go nie rozpoznał? Aż tak się postarzał?
Zaraz.. przecież on nic takiego nie powiedział. Ale to, że go nie
poznał może być przyczyną dwóch rzeczy, a mianowicie: ma
sklerozę, albo on w ogóle nie przypomina siebie tego sprzed
dziewiętnastu lat. Stawiał na to pierwsze, bo wolał żyć ze
świadomością, że wygląda na te siedemnaście lat. - Dziękuję,
że zaopiekowałeś się moim synem pod moją nieobecność –
zerknął na granatowowłosego chłopca, który musiał być synem
Naruto. Pamiętał jakby było to wczoraj, jak mieli po naście lat i
chodzili do szkoły. To przecież było dziewiętnaście lat temu,
nikt wtedy nie myślał poważnie o małżeństwie, a teraz proszę,
wszyscy dorobili się dzieci. Wtedy wydawała się to taka daleka
przyszłość w ich wyobraźniach, a teraz ta przeszłość wydaje
się taka bliska. Ten czas biegł za szybko. Zdecydowanie, za szybko.
Chętnie by go zatrzymał, a najlepiej cofnął do tamtych chwil.
Jednak to było niemożliwe, ale on nie żałował niczego. Miał
wspaniałe życie, miał kochającą żonę i dzieci. Miał
przyjaciół. Miał wymarzoną pracę, niczego mu więcej do
szczęścia nie było potrzeba. Wiedział, że Naruto myśli tak
samo, widział to po jego minie. Obojgu się powiodło.
-Nie ma sprawy –
odezwał się Naruto, po krótkiej chwili ciszy. - To żaden problem.
-W takim razie my
się zbieramy
-My też, musimy
jeszcze zrobić zakupy – rzucił patrząc na syna.
-O nie.. - jęknął
Takeshi, zupełnie o tym zapomniał. Gdyby jego ojciec nie zajął
się graniem już dawno byli by po zakupach i mogli by wrócić do
domu.
-To na razie –
czerwonowłosy uniósł rękę odwracając się i ruszając w stronę
samochodu. Shun pożegnał się z Takeshim i pobiegł za tatą.
-Na razie panie
Akasuna... Sasori – powiedział za nim. Sasori odwrócił się do
niego lekko zaskoczony. A jednak pamiętał. Uśmiechnął się, i
ponownie zaczął iść do samochodu. Prawdą było, że dopiero
parę chwil temu Naruto przypomniał sobie kim jest mężczyzna w
czerwonych włosach. Jak mógłby zupełnie zapomnieć, kogoś kto
był w Akatsuki do którego chciał również należeć Sasuke.
Kogoś, na kogo leciała połowa dziewczyn w szkole. Kogoś, kto
wstawił się za Hinatą gdy zabrano jej pierścionek, ale to już
znał tylko z opowieści, którą kiedyś opowiadał im Itachi, gdy
wspominali czasy szkoły. To było dawno, ale zapamiętał tę
historię. Kto by pomyślał, że spotkają się w takich
okolicznościach? Kto by pomyślał, że w ogóle się spotkają.
Patrzył jak jego stary znajomy odjeżdża. Nigdy nie byli
przyjaciółmi, ale to właśnie jego widok sprawił, że chciał na
chwilę wrócić do tamtych czasów. To uczucie jednak szybko minęło,
wraz ze zniknięciem czarnego samochodu za zakrętem. Nie był osobą
sentymentalną, traktował życie jak wielką przygodę, a przeszłość
była dla niego niczym więcej jak tylko piękną pamiątką w
kształcie wspomnień, do której od czasu do czasu zaglądał.
Jednak nie za często. Nie warto na okrągło zawracać sobie głowy
przeszłością, trzeba skupić się na teraźniejszości i
przyszłości. Nie zamierzał w życiu niczego żałować. A jeśli
chwilę zwątpienia przyjdą, podniesie się i pójdzie dalej, by
starać się żyć najlepiej jak umie.
-Tato... ja
naprawdę nie chce robić tych zakupów.. - westchnął kierując się
w stronę sklepu.
-Musimy –
spojrzał na niezadowolonego syna. Tak samo jak jego syn, nie
przepadał za chodzeniem do sklepu, ale zwykle nie narzekał na to.
Hinata robiła w domu dużo więcej, więc nie widział przeszkód by
jej pomóc w postaci zakupów. - A co powiesz na super szybkie
zakupy?
-Super szybkie? -
zainteresował się. Naruto skinął głową po czym podbiegł do
stoiska z wózkami sklepowymi.
-Wskakuj – rzucił
wskazując na wózek, a Takeshi bez żadnego protestu wszedł do
wózka. - Ja będę prowadził, a ty zbieraj z półek wszystko co
potrzebne, jasne?
-Tak jest! -
podobał mu się ten pomysł.
-Gotowy?
-Tak!
-No to jazda! -
rozpędził się i wbiegł z synem do sklepu. Paru ludzi spojrzało
się na roztrzepanego mężczyznę, niektórzy pokiwali głowami z
niedowierzaniem, inni uśmiechali się do siebie, a jeszcze inni
chichotali między sobą. Mężczyzna z dzieckiem zniknęli w
ogromnym sklepie. Ruchome drzwi zamknęły się za nimi.
Od Autorki: Znowu ja xD Mam nadzieję, że choć trochę się podobało ^^ No nie jest to może coś genialnego, ale trzymam kciuki za to, że chociaż przyjemnie się czytało :)
Oto link do mojego nowego bloga, który wystartuje 31 października: http://i-dont-want-to-die--elvisdub.blogspot.com
Oto link do mojego nowego bloga, który wystartuje 31 października: http://i-dont-want-to-die--elvisdub.blogspot.com
W opowiadaniu znów będą brały udział postacie z Naruto, a głównym bohaterem po raz kolejny będzie Sasori - nie mam pojęcia dlaczego, Ale przyzwyczaiłam się do tej postaci, po prostu pasuje mi on do postaci dramatycznej. Opowiadanie będzie łączyło ze sobą wiele gatunków jak Dramat, komedia, okruchy życia czy romans. Tak więc, nie pozostało mi nić innego jak podziękować wam za przeczytanie One Shot'a i zaproszenie was na mój nowy blog :)