niedziela, 26 października 2014

ONE SHOT

Na wstępie napisze, że akcja dzieje się szesnaście lat po wydarzeniach z opowiadania. Szesnaście lat... no nieźle mnie poniosło xD Przedstawiłam w tym One Shot'cie mniej więcej losy naszych bohaterów po tylu latach, żebyście zobaczyli jak sobie radzą, co się zmieniło itp. 
Także nie przedłużam i zapraszam do czytania. 
A gdy przeczytacie rozdział znajdziecie też informacje na temat mojego nowego bloga :) 



Był środek wiosny, z dnia na dzień było coraz cieplej i z dnia na dzień słońce wstawało coraz wcześniej. Tak jak tego dnia, już o szóstej rano mocne promienie słoneczne zaczęły razić Akasune. Zacisnął powieki chcąc uchronić się przed tak wczesną pobudką, ale nie dało rady. Zapomniał zasłonić rolet, jego wina. Otworzył w końcu oczy. Nawet w sobotę nie może się porządnie wyspać. Odwrócił głowę na bok. Tuż obok niego leżała jego ukochana żona, jej średnio długie ciemno brązowe włosy rozwiane były na wszystkie możliwe strony. Miała też lekko rozchylone usta, a ręce ułożone do góry. Wyglądała jak śpiące dziecko, naprawdę uroczo. Podciągnął się na rękach i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Bardzo delikatny, nie chciał jej budzić, wróciła w końcu z nocnej zmiany, powinna się wyspać. Przeciągnął się na łóżku i cicho wstał. Były plusy wstawania wcześniej od wszystkich. Mógł sobie siedzieć pod prysznicem ile tylko chciał i nikt mu nie przeszkadzał. Kiedyś poganiała go babcia, teraz żona i dzieciaki. Nie jego wina, że lubił brać długi prysznic, odkąd tylko pamięta zawsze się przy tym relaksował. Po półgodzinnym prysznicu zszedł na dół do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. Na całe szczęście lodówka była wyposażona w całą masę jedzenia i nie trzeba było iść do sklepu. Tak przynajmniej myślał póki nie otworzył pojemnika na chleb. W chlebaku nie było chleba, ani bułek. Westchnął. Nie chciało mu się iść do sklepu, postanowił, że zrobi sobie jajecznice, w sumie i tak prawie tylko to umiał, od zawsze miał lewe ręce do gotowania i to mu pozostało do dziś. Do sklepu zdąży jeszcze pójść za nim Sarah się obudzi, a dzieci po nim odziedziczyły miłość do płatków z mlekiem, mogli by je jeść cały czas, więc nie będą potrzebowały pieczywa. Gdy tylko zaczął jeść, zaraz przy nim pojawił się Dente, brązowy Dog Niemiecki, kiedy tylko siadał sięgał głową do stołu, jednak tym razem położył łeb na kolanach Sasoriego, patrząc na niego błagalnie, by rzucił mu chociaż trochę przysmaku jaki właśnie spożywał.
-No i co się patrzysz? - rzucił czerwonowłosy do psa – Przecież nawet jakbym ci dał to byś nie zjadł jajka... - Patrzy się patrzy, a gdy mu się coś rzuci to powącha, poliże i odejdzie bo mu nie będzie smakowało. Chyba, że by to była jakaś szynka, to na pewno by nie pogardził. Po chwili po schodach zbiegł Shun, brązowo włosy chłopiec o niebieskich oczach, urodę odziedziczył po mamie, na jego nosie spoczywały okulary w czarnych oprawkach.
-Cześć tato – rzucił wbiegając do kuchni. Wziął taboret, który podstawił pod szafkę, stanął na niego i z górnej szafki wyjął pudełko płatków. Miał tylko dziewięć lat, musiał sobie jakoś radzić. Sasori przyglądał mu się uważnie, zastanawiając się czemu tak się śpieszy. Chłopiec sam nalał sobie mleka do miski i nasypał miodowych kulek, potrząsnął pudełkiem tak żeby wyleciały wszystkie okruszki. Teraz dla Sasoriego stało się wszystko jasne, kto pierwszy ten lepszy. Chłopiec usiadł przy stole obok taty i zaczął wcinać swoje ukochane miodowe płatki. Do kuchni weszła Mei, czternastoletnia córka Sasoriego, wygląd odziedziczyła po nim, czerwone włosy, orzechowe oczy. Podeszła do stołu i potrząsnęła lekko pudełkiem w którym jeszcze przed chwilą były kuleczki. Spojrzała z mordem na swojego brata.
-Nic mi nie zostawiłeś... wczoraj mówiłeś, że się podzielisz! - Dorosły już Akasuna spodziewał się że będzie kłótnia, zna swoje dzieci nie od dziś i w takich momentach cieszył się, że on był jedynakiem.
-Na skrzyżowanych palcach – rzekł mały pochłaniając kolejną łyżkę śniadania. W przeciwieństwie do swojego ojca, potrafił kłamać.
-Jesteś wredny! Ja ci uwierzyłam! - była oburzona, ale przede wszystkim była zła na siebie, że dała się wrobić w tą całą obietnice swojego braciszka... jakby go nie znała. - Tato, powiedz mu coś. Czemu nic nie mówisz!? - no jak to możliwe, że tata jeszcze nie stanął w jej obronie? Miał to zrobić ale trochę później, póki co chciał spokojnie dokończyć jajecznicę.
-Nie wolno kłamać – powiedział w stronę syna – Rozmawialiśmy już o tym prawda?
-Ale.. ja nie kłamałem.. - Sasori spojrzał na syna wymownie – No dobra, kłamałem ale dla mojego dobra.
-Dla twojego dobra? – uniósł brew, nie bardzo rozumiejąc co też Shun ma na myśli.
-Gdybym nie zjadł pierwszy płatków to ona by mi je pierwsza zjadła – wyjaśnił krótko, był pewien, że siostra również nie zostawiła by mu ani jednej kulki
-Przecież podzieliła by się z tobą, taką mieliście umowę
-Właśnie – zawtórowała córka. Shun spojrzał na nią po czym przeniósł wzrok na ojca.
-Myślisz żeby się podzieliła?... Ja nie – dziewięciolatek pokręcił przecząco głową.
-Świetnie! Też się z tobą nie będę dzielić, jeszcze zobaczysz! - oburzona podeszła do lady i otworzyła pojemnik na chleb – Nie ma chleba... co ja mam zjeść? - spojrzała pretensjonalnie na Sasoriego
-Jajecznicę?
-Oh... nie znoszę jajecznicy! Dlaczego nikt nie poszedł do sklepu? - jego własna córka ma go za sługusa, no pięknie, do czego to doszło.
-A może ty byś tak skoczyła do sklepu, co? - zapytał z nadzieją. Ona tylko fuknęła na niego.
-W ogóle mogę nie jeść – skrzyżowała ręce i usiadła obrażona przy stole. Akasuna przewrócił oczami. Nastolatki...
-Tato, mam pytanie... - zaczął chłopiec odsuwając od siebie pustą już miskę – Mogę dzisiaj spać u Kaya? Ma nowy namiot, jest taki czerwony i jest taki super! - mówił podekscytowany – Jest naprawdę duży, tato. Spalibyśmy w namiocie u niego w ogrodzie, tak jak kiedyś gdy miał jeszcze ten stary niebieski namiot. Będę grzeczny obiecuje. - od razu uprzedził ojca przed jego pytaniem - To mogę?
-Jak przeprosisz siostrę.. - powiedział przeciągle. Musiał przyznać, że syn nie zachował się najładniej, no i nie chciał znosić dłużej fochów córki. Shun zmarszczył brwi i naburmuszył się, a Mei uśmiechnęła się triumfalnie.
-Muszę...? - jękną. Nie lubił przepraszać swojej siostry, ale czy miał teraz inne wyjście? Sądząc po minie Sasoriego to nie bardzo. Poza tym wolał ją przeprosić niż odpuścić sobie nocowanie w namiocie. - Przepraszam... - spuścił głowę udając pokorę, po czym energicznie spojrzał na ojca – To mogę?
-Porozmawiam o tym z mamą – pewne rzeczy wolał ustalać z żoną, w końcu to nie wyjście na parę godzin, a nocowanie poza domem.
-Ale tak na dziewięćdziesiąt procent to mogę?
-Powiedzmy, że tak – uśmiechnął się do syna
-Super! - zeskoczył z krzesełka – Chodź Dente, poszukamy twojej skradzionej piłki! – krzyknął wybiegając z kuchni, pies pobiegł za nim. Sasori wstał, wziął ze stołu brudne naczynia i włożył je do zmywarki.
-Tato, a propo... też mam do ciebie pytanie.. - dziewczyna zaczęła niewinnie i bardzo miło. To oznaczało, że na pewno czegoś chcę. Mężczyzna spojrzał na nią rzucając jej pytające spojrzenie – Mogę iść dzisiaj na imprezę do kolegi?
-Imprezę? - och, jak on nie znosił tego typu pytań. Nastolatką to tylko imprezy w głowach..
-No tak.. właściwie to taka niewielka impreza, parę ludzi ze szkoły. Zresztą Aya też idzie.
-Nie ma mowy – nie lubił odmawiać córce, ale czasami trzeba i to dla jej dobra. W jego przekonaniu, dla jej dobra. Przecież to jego jedyna najukochańsza córka, on już dobrze wie co się dzieje na takich imprezach.
-Tato! - rzuciła z pretensją – Dlaczego? Wszyscy moi znajomi idą!
-Ale ty nie i wybij sobie to z głowy. - widząc, że Mei chce jeszcze coś powiedzieć, dodał - Nie, nie i jeszcze raz nie. Dotarło?
-Nie.
-No to ja już nic nie poradzę – rozłożył bezradnie ręce i wyszedł z kuchni. Mei poszła za nim, nie miała zamiaru tak łatwo ustąpić. Musi przekonać ojca. Sasori wszedł do salonu, włączył telewizor i usiadł na kanapie, usiadła obok niego. Spojrzał na nią z ukosa.
-Oj tato, no proszę... - przytuliła się do niego - zrozum moje potrzeby. Ty też kiedyś byłeś młody – czy ona mu insynuuje, że jest stary? Przecież ma trzydzieści-sześć lat... co prawda to już nie siedemnaście, ale wcale nie czuje się staro, nawet nie czuje że ma trzydzieści-sześć lat. A może tak sobie tylko wmawia?..
-Gdy byłem w twoim wieku nie chodziłem na żadne imprezy – co tylko po części było prawdą.
-A do wujka Hidana? - że też musiała mu o tym przypomnieć. Nie znosił tych imprez, zawsze chlało się tam do upadłego, a on przez bardzo długi czas był abstynentem, więc czuł się inny. Do tego nigdy nie lubił harmidru i takiego klimatu imprez. - Wujek mówił, że byłeś u niego na imprezach
-Wujek kłamie... poza tym to nie jest twój wujek, dlaczego tak na niego mówisz? - on by się wstydził przyznać do Hidana, nie mógł zrozumieć czemu jego dzieci tak go lubią, a zwłaszcza Mei. Ten idiota spał już z tyloma dziewczynami, że sam nie potrafi z liczyć. Nie ma zamiaru się nigdy ustatkować. Do tego jakimś cudem został prawnikiem i całkiem dobrze sobie radzi w tej pracy... jest to najbardziej walnięty prawnik jakiego widział. Lecz jego metody przesłuchiwania i bronienia klienta naprawdę działają, ale według Sasoriego to wszystko dzięki łapówką.
-To co? - usłyszał głos córki, który wyrwał go z rozmyśleń
-Co, co?
-No mogę iść?
-Chyba wyraziłem się jasno – zmarszczył brwi – Nie.
-To Shun może iść pod jakiś głupi namiot, a ja nie mogę iść na imprezę?
-Kolega do którego idzie Shun mieszka parę domów dalej – nie widział związku między nocowaniem w namiocie, a imprezowaniem wśród młodych napalonych chłopców. Sam był kiedyś w ich wieku, wtedy hormony najbardziej buzują. Pamięta jeszcze swoje myśli na temat ubierających się wyzywająco dziewczyn. Nie chciał, żeby ktokolwiek pomyślał tak o jego córce.
-Z tobą to tak zawsze! Zobaczysz, mama mi pozwoli! – po tych słowach wyszła z salonu stanowczym krokiem. Akasuna westchnął. Co on robi nie tak? Przecież jego córka zawsze była taką grzeczną dziewczynką, która go uwielbiała. Co się z nią stało? Podobno to przez wiek dojrzewania, jeśli to prawda, to miał nadzieję że szybko jej to przejdzie. On w takim wieku nie był aż tak pyskaty.

Granatowowłosy chłopiec stał naprzeciw jasnowłosego chłopca, wyglądali na bardzo spokojnych, mimo że zaraz mieli się bić. W okół nich zebrała się grupka dzieci z placu zabaw, która ich okrążyła. Tłum dzieciaków szeptał coś do siebie. Jedni zastanawiali się co się dzieje, a drudzy sprzeczali się między sobą który z chłopców wygra. Większość dzieci stawiała na jasnowłosego Yujiego, miał więcej kolegów. Granatowowłosy nie zwracał uwagi na szepty, miał gdzieś czy ktoś stoi po jego stronie czy nie. Chciał uderzyć tego wrednego lizusa i tylko to mu chodziło po głowie.
-Takeshi, lepiej się poddaj – rzucił jasnowłosy. Miał dwanaście lat i był rok starszy od przeciwnika. Był pewny zwycięstwa. - Nie chcę żebyś płakał – uśmiechnął się chytrze.
-Też nie chcę – rozciągał palce u ręki, aż mu kostki strzelały. Niektórym robiło się słabo od tego dźwięku.
-No więc się poddaj – stał dumnie w lekkim rozkroku ze skrzyżowanymi dłońmi.
-Tego też nie chcę – stwierdził spokojnie. Zaczął się rozciągać, a jego przeciwnik tracił cierpliwość.
-Co ty robisz?! - warknął zaciskając pięści.
-Rozgrzewkę – odpowiedział, po czym wyprostował się i przyjął bojową pozycję. - Gotowy. - Gdy Yuji usłyszał te słowa od razu rzucił się na niego z wyciągniętą pięścią w stronę jego twarzy. Jedenastolatek szybko ukucnął, co zdezorientowało drugiego chłopca, przez tę chwilę nieuwagi Takeshi kopnął Yujiego prost w krocze. Dwunastolatek zgiął się wpół i upadł na ziemię, dwóch jego kolegów podbiegło do niego.
-A mówiłeś, że to ja będę płakać – przypomniał mu Takeshi.
-To..to nieuczciwe... - wyjąkał zwijając się z bólu.
-Ee? Nie mówiłeś nic, że mamy walczyć uczciwie. - Mówiąc to dobrze zdawał sobie sprawę, że takie zagranie nie było fair. Zresztą jako syn i wnuk agentów FBI doskonale wiedział czym jest uczciwość, ale uczciwość nie zawsze jest taka zabawna. - Na razie – pokazał mu język i przeciskając się przez tłum uciekł z miejsca zdarzenia. Biegł zadowolony z wygranej, nie znosił tego Yujiego, więc należał mu się kop w krocze. To go może nauczy być fajniejszym. Zatrzymał się nagle widząc przed sobą stojącą kobietę, niezbyt zadowoloną stwierdzając po minie.
-M-mama.. - wyjąkał. Los chciał, że Hinata wszystko widziała, a już miał nadzieję, że nikt się nie dowie. Czuł, że będzie miał kłopoty i wcale się nie mylił. W domu Hinata dała mu poważny wykład na temat tego jakie to bójki są złe i że nie wolno kopać się po czułych miejscach bo to bardzo niebezpieczne.
-Tyle razy ci powtarzałam, żebyś się nie bił – kontynuowała swój wywód. Chłopiec siedział zsunięty na krześle i znudzony słuchał mamy już dobre piętnaście minut. - Nie rozumiem, jak można czerpać z tego radość, to złe..
-Tata też się bije... - mruknął chcąc się jakoś usprawiedliwić.
-Ale tata nie robi tego dla przyjemności, tylko w obronie innych - wytłumaczyła w miarę spokojnie. Była naprawdę cierpliwą osobą, ale ich syn doprowadzał ją momentami do tego, że traciła swą niebywałą cierpliwość. Zazdrościła Naruto tego spokoju, on bardzo rzadko był naprawdę wściekły na dzieci, mało kiedy na nie krzyczał, nawet jak coś przeskrobały to mówił do nich z niebywałym spokojem.
-Też się bije w obronie – stwierdził bawiąc się materiałem od swojego T-shirt'u.
-W obronie czego?
-W obronie... tego co fajne. – Mogła się spodziewać takiej odpowiedzi.
-To co jest fajne dla ciebie, nie musi być fajne dla innych – rzuciła marszcząc brwi. Drzwi od domu otworzyły się, słysząc ten dźwięk Takeshi wyprostował się na krześle. Do kuchni wszedł Naruto ze zgaszonym papierosem w ustach.
-Witam – rzucił z uśmiechem. Hinata zabrała mu papierosa z ust.
-Miałeś nie palić – powiedziała oburzona.
-Wybacz, zapomniałem – podrapał się w tył głowy.
-I nie przywiozłeś Yuki od dziadków – stwierdziła po braku obecności pięcioletniej dziewczynki.
-Zapomniałem... - faktycznie miał po nią jechać.
-Naruto.. - westchnęła. Mężczyzna szybko zauważył, że Hinata jest podrażniona, łatwo było to u niej dostrzec, bo z reguły była bardzo spokojna i uśmiechnięta. A w taki stan mógł ją wpędzić tylko Takeshi. Spojrzał na syna.
-Co zrobiłeś? - zapytał z pretensją. Przez niego jego żona jest naburmuszona, a on liczył na coś bardzo przyjemnego, co miało wydarzyć się w ich sypialni gdy wróci z pracy.
-Nic – typowa odpowiedź.
-Znowu się bił – odpowiedziała za syna. - To już trzeci chłopiec, którego kopnął w czułe miejsce.
-Wychodzi na to, że chłopcy w okolicy będą musieli zacząć nosić ochraniacze. - zażartował. Hinata spiorunowała go wzrokiem. - No już, nie denerwuj się. - podszedł do niej i objął ją w pasie. Odgarnął kosmyk jej włosów za ucho i pocałował czule w usta.
-Fuuuuj... - Takeshi zatkał sobie oczy. To najohydniejszy widok jaki widywał. Dlaczego jego rodzice lubią się całować? To ohydne, przecież łączą się śliną, fuj! On nigdy nie będzie tego robił, na pewno.
-Takeshi – odezwał się Uzumaki przerywając pocałunek. - Masz szlaban. - Powiedział to głównie dlatego, bo był pewien że Hinata tego od niego oczekuje.
-Ee? Dlaczego? - zmartwił się tym szlabanem, chciał wyjść na dwór, przecież był weekend. - Nie chce szlabanu.. - burknął niezadowolony.
-Chcesz szlaban czy może wolisz żebym poprosił Yuki, żeby kopnęła cię w krocze? - oczywiście nie zrobiłby tego, ale uwielbiał tę przewagę nad dziećmi, gdy one potrafią ci uwierzyć nawet w najbardziej absurdalną rzecz.
-Jesteś okrutny... - mruknął chłopiec i wyszedł z kuchni. Oczywiście, że wolał szlaban. Naruto zaśmiał się do siebie.
-Co to za szantaż? - Hinata zdawała sobie sprawę, że jej mąż tak sobie żartował, ale podchodziło to już pod czarny humor. - Zastraszasz nam dziecko.
-Przynajmniej posłuchał - uśmiechnął się i wrócili do całowania. Ostatnio miał dużo na głowie, więcej godzin spędzał w pracy niż w domu. Na szczęście sprawa nad którą pracował w końcu się skończyła, miał nadzieję, że następna nie znajdzie się tak szybko. Chciał teraz nadrobić stracony czas z żoną i dziećmi.

Czerwonowłosa czternastolatka widząc, że mamy nie ma w sypialni od razu skierowała się do łazienki. Tam powinna być, jeśli nie, to ewentualnie w kuchni. Nie mogła uwierzyć, że ojciec wciąż traktuje ją jak dziecko. Jak może jej nie ufać? Ona nie zamierza nic głupiego. Świetnie, że ma swoją córkę za jakąś dziwkę... niewybaczalne. Wparowała z impetem do łazienki, gdzie właśnie jej rodzicielka myła zęby przed lustrem okryta samym ręcznikiem. Sarah spojrzała na córkę z niemałym zdezorientowaniem.
-Mei.. puka się – pouczyła ją niezadowolona z jej czynu. Przecież mogła być naga. Co za roztrzepane dziecko.
-Przepraszam – rzuciła i wyszła zamykając za sobą drzwi. Po chwili rozległo się pukanie. - Mogę wejść? - Kobieta spojrzała z politowaniem na swoje odbicie w lustrze.
-Teraz to już możesz.. - myjąc zęby obserwowała córkę, która usiadła na sedesie ze skrzyżowanymi rękami i rzucała piorunami z oczu, gdzie popadnie. Wiedziała, że coś się stało, nawet bez tych oczywistych znaków, wiedziałaby że jej córka chce się wyżalić, znała ją za dobrze. Każda matka wyczuwa takie sytuacje.
-Nie znoszę taty.. - chciała powiedzieć, że go nienawidzi, ale w domu panował zakaz używania tego słowa. A ten zakaz wprowadził Sasori, nie lubił gdy ktoś tak mówił. Brązowowłosa kobieta westchnęła. Mogła się domyślić, że znowu jakaś kłótnia.
-Co się stało? - Wypłukała usta po czym odłożyła przybory do mycia zębów na miejsce i umyła twarz.
-Nie pozwala mi iść na imprezę. Wszystkie moje koleżanki idą, a ja nie mogę... Czuję się inna – mówiła wkurzona. Miała żal do Sasoriego, jak zwykle zresztą gdy czegoś jej zabrania.
-Bycie inną nie jest złe – uśmiechnęła się do córki na pocieszenie.
-Mamo... - rzuciła pretensjonalnie.
-Tata po prostu się martwi, to wszystko – Zdawała sobie sprawę z tego, że Sasori czasami przesadza. Najchętniej trzymał by ją zamkniętą w wierzy, niczym roszpunkę, ale czasami miał też rację, bo nie raz jej pomysły nie wydawały się bezpieczne.
-On jak lata samolotami to ty się martwisz i jego to nie obchodzi – oburzona kopnęła w futrynę drzwi.
-Nie mów tak – rzuciła ostrzegawcze spojrzenie córce. - Powinnaś szanować pracę taty. Gdyby nie tata, nie miałabyś swoich wymarzonych ubrań.
-Wiem, wiem.. - machnęła ręką wzdychając. Na prawe doceniała pracę taty, podobało jej się to że jest pilotem i właścicielem jednej z linii lotniczych, ale wkurzała ją jego nadopiekuńczość w stosunku do niej. - Na prawdę zależy mi na tej imprezie. Przecież nie idę do jakiegoś klubu, tylko do kolegi. Tata mi nie ufa, myśli że będę robić tam nie wiadomo co... ale ja nie jestem głupia.
-Powiedziałaś to tacie? - zapytała, czesząc swoje długie włosy.
-Nie... Nie zrozumiałby – była o tym przekonana. Wstała z sedesu - Mamo, proszę. Ty z nim pogadaj, ciebie na pewno posłucha.
-W porządku – powiedziała po chwili namysłu. - Spróbuję przekonać tatę. A teraz wyjdź, muszę się ubrać. - Mei rzuciła radosne „Dzięki” i wyszła z łazienki zamykając drzwi za sobą. Sarah wiedziała, że przekonanie Sasoriego może być trudne, ale nie widziała przeszkód by puścić córkę na imprezę. Może ufała jej bardziej, albo po prostu nie była aż tak nadopiekuńcza. Sama była młoda i chodziła na imprezy do znajomych i nigdy nic głupiego nie zrobiła. Co prawda czasy się zmieniają, ale to wciąż ich córka, którą wychowywali najlepiej jak umieją, jeśli nie ufają jej, to tak jakby nie ufali swoim metodą wychowawczym.
Shun skakał na kanapie na której na drugim końcu siedział Sasori, starając się przeczytać coś na tablecie ale cała kanapa się trzęsła, a on razem z nią. Zaczęło go to irytować. Czy ten chłopak, nie może znaleźć sobie jakiejś innej zabawy? No i na co mu były dzieci.
-Shun – odezwał się, ale nie otrzymał żadnego odzewu ze strony syna. - Shun.. - kolejne brak reakcji, chłopiec skakał sobie w górę w dół, nie zwracając na nikogo uwagi. - Shun! - złapał go za rękę powstrzymując tym samym od skakanie. - Spójrz na mnie – Chłopiec spojrzał na tatę, zastanawiając się czemu się wkurzył? Co zrobił? Przecież tylko sobie skakał.
-Co? - zapytał nie mając pojęcia o co chodzi.
-Mógłbyś przestać skakać? - zaczął po dobroci i miał nadzieję, że na tym się skończy.
-Nie mogę? - skakał już tak od ponad pięciu minut i tata nic nie mówił. Wcześniej mógł, a teraz nie? Dziwne.
-Nie – rzucił z powagą. Dziewięciolatek usiadł grzecznie na kanapie, a Sasori puścił jego rękę powracając do czytania.
-To co mam robić? - nudziło mu się. Nie potrafił bawić się długo w jedną rzecz, szybko się wszystkim nudził, to też musiał znajdować sobie przeróżne zabawy. Dorosły Akasuna zastanowił się chwilę nad tym co też jego syn mógłby zrobić i wpadł na genialny pomysł.
-Może pójdziesz do sklepu? - nie czekając na odpowiedź sięgnął do kieszeni i wyjął z niej trochę pieniędzy, które zostały mu po ostatnich zakupach. Przyjrzał się sumie i stwierdził, że powinno wystarczyć na chleb.
-Za darmo? - patrzył na ojca wyczekując odpowiedzi. Nie chciało mu się iść do sklepu, musi się przecież niepotrzebnie się nachodzić dla kogoś, bo on wcale niczego ze sklepu nie potrzebuje. Nie miał zamiaru robić czegoś takiego za darmochę. Sasoriemu drgnęła brew. Kogo on wychował? Tak to jest jak się ma za dużo kasy. Nie zaszkodziłoby gdyby byli przeciętną rodziną z przeciętnymi zarobkami, wtedy na pewno nie byłby z niego taki materialista.
-Jak chcesz to cię mogę kopnąć w tyłek, dla pośpiechu. Chcesz? - zbliżył się do syna patrząc mu prosto w oczy.
-Ale mi chodzi o pieniądze.. - dodał dla wyjaśnienia, sądził że tata nie zrozumiał.
-A mi chodzi o to, żebyś poszedł do sklepu bez żadnego marudzenia – rzucił ostrzegawczo. Nie potrafił być aż tak stanowczy jak jego ojciec Katsumi, ale trochę tej stanowczości po nim odziedziczył.
-No dobra.. tak tylko pytałem – wolał nie przeciągać struny. Wziął pieniądze od taty i gdy już dowiedział się co ma kupić założył buty i wyszedł z domu. Sasori wrócił do czytania, lecz nie na długo, bo po chwili do pokoju weszła Sarah i usiadła obok męża, dając mu całusa w policzek. Widząc ją od razu odłoży tablet na ławę i uśmiechnął się do niej.
-Jak się spało?
-Bardzo dobrze – przyznała, już dawno nie była tak wypoczęta. Albo praca, albo robota w domu, a to z dziećmi a to sprzątanie, gotowanie i tak dalej. Sasori często latał po świecie, więc nie było go w domu tak często jak był potrzebny.
-No to się cieszę – pocałował ją w usta i od razu przypomniała mu się wczorajsza noc. Tak bardzo za nią tęsknił, że nie mógł oderwać się od pocałunków, ale jak widać wczorajsza noc go nie nasyciła, dziś też nie mógł się od niej oderwać. Już ją przechylał, naciskając lekko na nią by się położyła, lecz ona przerwała to kładąc mu dłoń na ustach. Tym sposobem zablokowała jego pocałunki.
-Dzieci są w domu – poinformowała go, choć dobrze o tym wiedział. - No i.. musimy pogadać – dodała nieco poważniej. Sasori westchnął zawiedziony i usiadł z powrotem na kanapie.
-Jeśli chodzi o Mei, to powiedziałem Nie – domyślił się, że to o niej chciała porozmawiać. Oczywistą rzeczą jest to, że gdy on na coś Mei nie pozwala ona idzie poskarżyć się mamie. W niektórych sytuacjach Sarah przychodzi do niego i namawia go by zmienił zdania... i często to robi, ale nie tym razem. Na pewno nie zmieni zdania.
-Jesteś uparty – stwierdziła bez zastanowienia. - Zaufaj Mei.
-Ufam jej, tylko...
-Tylko nie ufasz jej kolegom – dokończyła za niego uśmiechając się wymownie. Spiorunował ją spojrzeniem. To jego tekst.
-Nie ma znaczenia. Za młoda jest na imprezy – sięgnął po tablet i zaczął udawać że coś w nim czyta bardzo pochłaniającego, a w rzeczywistości patrzył się tylko na jedną z liter.
-A kiedy będzie na to gotowa?
-Jak skończy studia.. - zastanowił się chwilę nad tymi słowami po czym dodał - albo jak będzie na emeryturze. Wtedy pewnie mnie już nie będzie na tym świecie, więc będzie mogła robić co zechce.
-Sasori, nie możesz jej wszystkiego zabraniać, bo to nie wyjdzie jej na dobre. - Czasami miała dosyć tej nadopiekuńczości jej męża.
-A ciąża jej wyjdzie na dobre? - ponownie odłożył tablet.
-Przestań panikować.. - westchnęła. - Nie zapominaj, że chodzi na lekcje karate i umie sobie poradzić. Nie możesz przykuć jej do łóżka, wtedy będzie buntować się bardziej. Zrozum ją i zaufaj jej. - Sasori patrzył na nią chwilę w milczeniu, zastanawiając się co powinien zrobić. Nie chce sprawiać córce przykrości, ale to przecież dla jej dobra. Imprezy bywały niebezpieczne w tamtych czasach, a co dopiero w tych. Co powinien zrobić? Patrzył na swoją spokojną żonę. Jak ona może tak się o to nie martwić? Nie rozumiał tego. Zdecydowanie był nadopiekuńczy ale to przecież dla dobra Mei. A może i nie? Może popełnia błąd? Już sam nie wiedział.
-Zgoda... niech idzie na tę imprezę – burknął opadając na oparcie kanapy.
-Jesteś kochany – ucałowała go w policzek. - Mei będzie ci wdzięczna.
-Dzięki Tato! - Mei wpadła do pokoju i rzuciła się ojcu na szyję. Poczuł ból w brzuchu bo wbiła mu tam swoje kolano, dobrze że tam a nie gdzie indziej.
-Podsłuchiwałaś? - zapytała Sarah marszcząc brwi.
-Tylko trochę – uśmiechnęła się niewinnie. - Obiecuję ci tato, że wrócę cała i zdrowa – Sasori zastanawiał się, czy dobrze zrobił godząc się. Chyba nie ma innego wyjścia jak jej w stu procentach zaufać.
-Powiedziałem, że możesz iść, ale pod jednym warunkiem – Spojrzały na niego ciekawe, co też takiego wymyślił.
-O nie.. - jęknęła Mei. - Nie chcę iść tam z tobą.. Moje wszystkie koleżanki na ciebie lecą, wszystko popsujesz – rzuciła niezadowolona. Sarah zachichotała cicho, z Sasorim zawsze tak było, że inne kobiety się za nim oglądały, ale żeby nastoletnie dziewczynki? To było zabawne. Czerwonowłosy w ogóle nie zwrócił uwagi na wątek o tym, że jakieś nastolatki na niego lecą, bardziej obchodziła go ta pierwsza część jej wypowiedzi.
-Nie mam zamiaru z tobą tam iść – jeszcze czego? Miałby siedzieć z dzieciakami i słuchać ich tematów? Nie pisze się na to. - Warunek jest taki, że masz ubrać się tak by żadna część ciała oprócz głowy nie wystawała ci spoza ubrania.
-To może od razu ubiorę się jak na zimę... - burknęła sarkastycznie. Jakoś nie uśmiechało jej się iść na imprezę opatulona po czubek nosa.
-To świetny pomysł – uśmiechnął się wymownie i biorąc tablet wstał z kanapy. Szedł po schodach na górę. Nawet w spokoju nie może poczytać wiadomości, każdy mu przeszkadza.. Może w sypialni będzie miał chwile spokoju. Gdy już wszedł do pokoju, otworzył okno na oścież by wpadło więcej świeżego powietrza. Położył się na łóżku i zatopił wzrok w ekranie tabletu.

Dwa dni później Naruto śledził jednego z podejrzanych ludzi. Taką mu przydzielono robotę.. nie znosił jej. Nie było nic nudniejszego niż włóczenie się za gościem który póki co nie robi absolutnie nic co wydałoby się podejrzane. Ciemnowłosy mężczyzna o parodniowym zaroście, wszedł do sklepu z farbami i siedział tam już dobre dziesięć minut. Uzumaki zaczął się zastanawiać, czy może nie wyszedł tylnym wejściem, ale z tego co wiedział, tylne wyjścia były tylko dla personelu. Co prawda mógł się jakoś tamtędy przemknąć. Dla chcącego nic trudnego. Blondyn stał oparty o słup, po drugiej stronie ulicy i palił papierosa. Błękitna koszula z odpiętym guzikiem przy szyi, granatowa marynarka, piaskowe spodnie i skórzane mokasyny. Tak prezentował się strój Naruto, który miał wrażenie, że zaraz spłonie żywcem. W tym roku była naprawdę cholernie gorąca wiosna. Miał zamiar już zdjąć marynarkę, gdy nagle podejrzany wyszedł ze sklepu. Na całe szczęście, bo miał już tam za nim wejść. Rzucił papierosa na ziemie i zgasił go butem. Nagle usłyszał dochodzący dźwięk z jego kieszeni. Zadzwonił mu telefon, jednak wydobywała się z niego nowa melodia, której nie ustawiał na swój dzwonek. Do tego była bardzo głośna. Kto mu ustawił taki irytujący dzwonek? Przypomniał sobie szybko, że Yuki bawiła się wczoraj jego telefonem, musiała niechcący zmienić sygnał i ustawić głośność. Będzie musiał znaleźć lepszą kryjówkę na swój telefon. Odebrał połączenie, nie zwracając uwagi na gapiów którzy na niego zerkali. Zerknął na wyświetlacz, dzwonił jego syn.
-Co jest? - zapytał do telefonu.
-Przyjedziesz po mnie do szkoły? - zapytał znudzonym głosem. Naruto zerknął w stronę sklepu. Nie było tam podejrzanego. Spojrzał wzdłuż chodnika i ujrzał go uciekającego i przepychającego się przez tłum. To już było podejrzane. Rzucił się za nim jak najszybciej. Przebiegł przez ulicę nie patrząc na samochody, które trąbiły i ostro hamowały widząc przed nimi faceta w garniaku.
-Zadzwoń do mamy.. - rzucił do telefonu. Przepychał się przez tłum, na tej ulicy zawsze było mnóstwo ludzi. Wszystko wina galerii tu się znajdujących.
-Mama jest w pracy – mruknął. Szczęście, że Uzumaki szybko biegał, to nie tracił z oczu podejrzanego. Musiał przyznać, że na takie chucherko jakim był podejrzany, to naprawdę szybko biegał.
-Ja też! - zirytowała go wypowiedź syna. No czy on nie widzi... a raczej nie słyszy, że on tutaj ściga być może przestępce? Co za niedomyślny dzieciak. Sam nie wiedział czemu jeszcze z nim rozmawia. Trzymanie telefonu przy uchu strasznie go spowalnia.
-To nie przyjedziesz? - Nie wiedział co miał robić. To wina rodziców, że wysłali go do szkoły daleko od domu, a na dodatek nie dają mu kluczy i to tylko przez to że zgubił je dwa razy w ciągu jednego miesiąca. Nie jego wina.. Musieli dwa razy zmieniać zamek, bo podobno przezorny zawsze ubezpieczony. Ale kto by tam wiedział, ze ten znaleziony klucz, jest właśnie do ich domu.
-Na razie nie... idź do dziadków... cześć.. - wydyszał i rozłączył się. Wbiegł za podejrzanym mężczyzną w dużo luźniejszą ulicę, a raczej uliczkę, było tu dosyć wąsko, ale też bez przesady. Przynajmniej tłum nie torował już drogi. Czarnowłosy wbiegł do jednego z budynków, do którego prowadziły, podwójne niebieskie drzwi. Naruto zatrzymał się tuż przed tym budynkiem i zerknął na litery z neonu, który póki co się nie świecił. Był to dom rozpusty, inaczej burdel. Jak widać w dzień również mają utarg. Bez żadnego zastanowienia wszedł do środka i rozejrzał się. Było tu pełno ludzi, głównie płci męskiej, jeśli chodzi o klientów. Na stołach tańczyły piękne kobiety, jedne półnagie, drugie w skąpych strojach. Były piękne i zgrabne ale nie miał czasu by zawieszać na nich oczu. Wszedł w tłum szukając wzrokiem ciemnowłosego mężczyzny. Cholernie trudno było go znaleźć. Nic dziwnego. Skubany.. wiedział gdzie się schować. Podszedł do długiej lady i stanął do niej tyłem opierając się o nią łokciami. Zaczął obserwować wszystkich po kolei, może gdzieś mu się rzuci w oczy, a wzrok miał bardzo dobry.
-Co tu robisz przystojniaku? - zapytała blondwłosa kobieta podchodząc do niego. Naruto tylko na nią zerknął. Była w obcisłym, skąpym stroju, który bardzo dokładnie podkreślał jej wielkie piersi, na które Uzumaki oczywiście zwrócił uwagę, ale tylko na kilka sekund, po tym znów patrzył w tłum. Gdzie ten idiota się schował? Przecież nie mógł się rozpłynąć. Starał się znaleźć jakieś inne drzwi prowadzące do drugiego wyjścia, ale nic takiego nie rzuciło mu się w oczy. Oprócz schodów prowadzących na górę. To też jest w sumie jakaś opcja. Mógł tam się udać. Cholera... gorzej jak go zgubił.. akurat teraz gdy okazało się, że może być przestępcą. Jebani dilerzy.. nie znosił ich. Zwłaszcza takich których trudno było wytropić. Gdyby było prosto policja sama by sobie poradziła... nie znosił policji, i ze wzajemnością. Kobieta zaczęła ocierać się swoimi walorami o Naruto. Próbowała go podniecić, ale facet był jakiś zimny, ciągle patrzył w tłum mrużąc oczy, jakby kogoś szukał. Zaraz dostanie oczopląsu. Przepadł jak kamień w wodę.. za dużo tu ludzi. Postanowił wejść na górę. Ruszył w stronę schodów, zostawiając kobietę za sobą. Patrzyła na niego zdezorientowana. Jak to? Nie uległ jej urokowi? Przecież to facet. Oni zawsze ulegają, dlaczego nie on? Jakiś dziwny. Czyżby transwestyta? Cholera tam wie. Wszedł na górę po zakręcanych schodach. Znalazł się na długim korytarzu po którego obu stronach mieściły się drzwi, razem było osiem drzwi, prowadzących do ośmiu pokoi. Teraz tylko przeszukać każdy. Tak też zrobił. W pierwszym pokoju jakaś para się całowała, nawet nie zauważyli ,że wszedł. W drugim nie było nikogo. Trzeci okazał się być łazienką. Czwarty, był zamknięty. Nie zamierzał jednak tak łatwo odpuścić. Mocnym kopnięciem wyważył drzwi i wszedł do środka jak gdyby nigdy nic. W łóżku leżała kobieta, na której leżał mężczyzna, ten sam który przed nim uciekał. Oboje byli zaskoczeni i zawstydzeni tą sytuacją. Niebieskooki wyjął broń z kabury i wymierzył w mężczyznę.
-Co pan robi? - przestraszył się. Naruto podszedł do niego. - Kim pan jest? - zaczął panikować ,chciał uciekać.
-Zostań! - rozkazał odblokowując broń. Słysząc ten dźwięk ciemnowłosy mężczyzna posłuchał rozkazu. Kobieta naciągała na siebie kołdrę, bała się blondwłosego świra.
-Czego ode mnie chcesz? - wyjąkał podejrzany. Naruto wskazał na puszkę farby leżącą koło komody.
-Otwórz – rozkazał.
-Ale.. - nie chciał tam iść. Był zupełnie nagi.
-Otwórz – powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu. Mężczyzna nieśmiało i niechętnie wyszedł z łóżka i otworzył puszkę z farbą. Uzumaki zajrzał do środka. Faktycznie była tam farba. Jednak to mogła być tylko zmyłka. Rozejrzał się po pokoju. Chwycił buta mężczyzny i przykucnął przy farbie. Czarnowłosy zasłaniał swoje przyrodzenie, patrząc na mężczyznę z przestrachem w oczach. Naruto wsadził buta do puszki z farbą i zaczął szukać jakiś grudek. Być może prochy były schowane wodoodpornej folii gdzieś w tej puszce z farbą. Jednak nic nie znalazł. Wstał i ponownie wymierzył bronią w mężczyznę.
-A gdzie prochy? - zapytał. Mężczyzna zrobił głupią minę. Nie miał pojęcia o czym facet mówi.
-Jakie prochy?
-Narkotyki – sądził, że nie zrozumiał.
-Nie biorę żadnych narkotyków... o co panu chodzi? - cały się trząsł. Wziął go za narkomana, zaraz zginie przez pieprzoną pomyłkę.
-Nie udawaj idioty, lepiej się przyznaj – przyłożył pistolet do jego głowy. - Nie licz na litość z mojej strony. Jak mam zły dzień, lubię rozsadzić głowy takim sukinsynom jak ty – rzucił chłodno, patrząc prosto w oczy podejrznego. - A wiesz jaki dzisiaj mam dzień?
-Z-zły?... - niemal że wyszeptał te słowa.
-Dokładnie – przycisnął pistolet do jego głowy jeszcze mocniej. - Gadaj....
-Ja nic nie wiem, przysięgam! Jestem niewinny! - uniósł ręce ku górze w celu poddania się.
-Skoro jesteś nie winny to na jaką cholerę uciekałeś, co?
-Przed nikim nie uciekałem – był bliski płaczu, nie wiedział o co chodzi. Dlaczego ktoś grozi mu bronią. Facet naprawdę się bał, i było to widać. Może kłamie.. ale czy byłby aż tak dobrym aktorem? Wszystkiego po takich typach się można spodziewać. Czyżby się mylił co do niego?
-Nazywasz się Hitoshi Suzue?
-Nie – odpowiedział natychmiast. - Hitoshi to mój brat bliźniak. Czy on coś zrobił? - w jego oczach oprócz strachu pojawiła się troska. Uzumaki zrobił głupią minę i przyjrzał się chwilę mężczyźnie. Miał dobrą pamięć wzrokową, więc dobrze wiedział jak wygląda sprawca. Faktycznie tamten mężczyzna miał bliznę na policzku ten jej nie miał. Mógł go na początku zapytać o imię.. Naruto, zawsze był porywczy, działał szybko, bez owijania w bawełnę.
-Cholera... - Naruto opuścił broń i bez chwili zawahania wybiegł z pomieszczenia. Brat chciał wrobić brata.. no pięknie. Tylko tamten drugi pewnie jest już daleko stąd. Wiedział, że trzeba było mu przypiąć nadajnik. Dlaczego tego nie zrobił? Chyba się przeliczył. Eh.. będzie trzeba zaczynać wszystko od nowa.

Sasori był zadowolony, że wczorajszej nocy, jego córka wróciła do domu cała i zdrowa. Od razu gdy tylko pojawiła się w domu obwąchał ją, sprawdzając czy nie paliła, albo piła. Na szczęście nie robiła nic z tych rzeczy. To była jej pierwsza najdłuższa impreza, bo wróciła o drugiej w nocy. Jakby tego było mało, to on musiał wstać i ją przywieźć do domu. Gdy czerwonowłosy miał przerwy w lataniu, zwykle poranki i południe spędzał samotnie. Dzieci w szkole, Sarah w pracy. Przyjaciele również mieli pracę regularną. Jednak tym razem wpadł do niego Deidara, bo miał akurat nockę w pracy. Teraz gdy oboje mieli swoje rodziny i swoje życie, nie widywali się na co dzień. To też miło było się spotkać od czasu do czasu. Oczywiście na porządku dziennym była rozmowa o pracy, i pytanie jak tam się układa. Ale to tylko formalność, prawdziwa rozmowa zaczynała się dopiero po tym.
-Co ty mówisz? Poważnie? - zaskoczyła go wiadomość, którą mu właśnie powiedział. Dlaczego nie zaczął tak od razu, tylko dopiero po godzinie spotkania? Przecież to ważne.
-Oczywiście, że poważnie. Nie kłamał bym cię w takiej sprawie.. rany.. nie rób takiej miny – Chociaż wcale mu się nie dziwił. Sam jak się dowiedział nie wyglądał lepiej, był zaskoczony dużo bardziej, choć może nie powinien, w końcu spłodził już dwójkę dzieci.
-No to.. gratuluję – co mógł innego powiedzieć? Jego przyjaciel będzie miał trzecie dziecko, prześcignął nawet jego. Kto by się spodziewał, że Dei będzie miał dzieci.. no na pewno nie on.
-Mam nadzieję, że tym razem urodzi się chłopak.. - kochał swoje dwie córki, ale tym razem chciał mieć syna. Chciał grać z nim w piłkę, oglądać mecze. Zazdrościł Sasoriemu tego, że ma syna. Właściwie to nawet Yahiko miał dwóch synów, a on? Żadnego. Życie jest dla niego niesprawiedliwe. W tym momencie do domu wszedł Shun i skierował się do salonu słysząc dobiegające stamtąd znajome głosy.
-Cześć Wujku – przywitał się wesoło z Deidarom.
-Cześć młody – uśmiechnął się do chłopca. Stwierdził w myślach, że chłopiec niesamowicie szybko rośnie, widział go jakieś dwa miesiące temu, a już wydawał mu się wyższy. Chyba nie odziedziczył wzrostu po ojcu.. chociaż trzeba przyznać, że Sasori stał się naprawdę wysokim facetem, w przeciwieństwie do tego jaki był jeszcze w szkole. Zawsze niższy od swoich kolegów. Nikt nie przypuszczał, że po skończeniu szkoły średniej wybije tak w górę.
-A ze mną to się nie przywitasz? - obruszył się Sasori, ale gdy tylko syn wciągnął dłoń by przybił z nim specjalny uścisk, który wymyślili parę lat temu, uśmiechnął się do chłopca.
-Wujku, a Kaori dostała dzisiaj jedynkę – poskarżył na koleżankę, która była córką Deia. Chodzili razem do klasy. Chciał jej dokuczyć, za to że powiedziała nauczycielce, że to on napisał brzydkie słowo na tablicy. Wredna baba.
-Na prawdę?..
-Shun! - zrugał go ojciec. Nie podobało mu się, że skarży na przyjaciółkę. Nie tak powinien się zachowywać w stosunku do przyjaciół. Pewnie znowu się pokłócili.. ale to nie powód do donoszenia na siebie. - A ty, co dostałeś?
-Ja? No... tróję...- powiedział najciszej jak potrafił. Wiedział jak Sasori jest uczulony na temat ocen.
-Co?.. - miał nadzieję, że się przesłyszał. Co prawda trója to nie jedynka, ale to też zła ocena. Zła dla niego.
-Nic.. Nie pamiętam. Na razie! – uciekł z salonu wbiegając po schodach i kierując się prosto do swojego pokoju. Sasori patrzył za nim chwilę marszcząc brwi.
-To dziecko w ogóle nie odziedziczyło po mnie talentu do nauki... - wiedział że chłopiec trochę lekceważył szkołę i nie zawsze uczył się tyle ile trzeba. A nawet jak już go zagonili do nauki, to i tak nie przynosił do domu piątek. Był w tym naprawdę kiepski.
-Ale przynajmniej masz syna.. - Sasori spojrzał na przyjaciela z politowaniem? Co ma jedno do drugiego?

-Dziękuje Wujku Itachi – powiedział czarnowłosy dwunastolatek, składając ręce jak do modlitwy, stojąc przy nagrobku na tle zachodzącego słońca. - Wygraliśmy ten mecz. Prosiłem cię żebyś nam pomógł i tak zrobiłeś. Na prawdę dziękuję. - zamknął oczy by pomodlić się w ciszy.
-Tutaj jesteś – odezwał się Sasuke zmierzając w stronę syna, trzymając drugiego sześcioletniego za rękę. Ryu spojrzał na ojca i uśmiechnął się do niego. - Przepraszam, że nie przyszedłem na mecz. Mama mówiła, że wygraliście.
-Nic się nie stało. Wujek był ze mną cały czas – Sasuke spojrzał na grób swojego brata. Ryu uwielbiał swojego wujka. Choć znał go tylko pięć lat, to zdążył się do niego bardzo przywiązać. Niestety, los nie dał Itachiemu poznać swojego młodszego bratańca.
-Cieszę się. Itachi, dziękuje że byłeś tam za mnie – powiedział w stronę nagrobka, po czym ponownie spojrzał na syna - Wracajmy do domu. Mama znowu będzie krzyczeć jak się spóźnimy. - Sakura była wybuchowa, wolał uniknąć jakichkolwiek sprzeczek.
-Dobrze. Na razie wujku, wkrótce znów cię odwiedzę. - Cała trójka ruszyła w stronę wyjścia z cmentarza. Dorosły Uchiha odwrócił się na chwilę, by spojrzeć na grób. Brakowało mu go. Minęło już siedem lat od jego śmierci, a wciąż czuł pustkę. Był zbyt młody żeby umierać, ale.. czy na to da się być zbyt młodym? Chyba nie. Nigdy by nie przypuszczał, że jego brat umrze na zawał w tak młodym wieku. Był dobrym bratem, lepszego nie mógł sobie wymarzyć.
-Tatusiu... dlaczego ja nie poznałem wujka? - zapytał mały Koichi, gdy wyszli już cmentarza. - Nie mógł poczekać i umrzeć później?
-Głupi jesteś, tego się nie wybiera, i jak możesz tak mówić? Jakby miał wybór na pewno by nie umarł – oburzył się słysząc słowa młodszego brata, były zbyt okrutne.
-Sam jesteś głupi!
-Przestańcie.. - przerwał im kłótnie. Po czym zwrócił się do młodszego syna. - Nie widzisz wujka ale on ciebie tak, więc nie masz się co martwić. Na pewno cię poznał. - trudno wytłumaczyć dziecku czym jest śmierć.
-Woow, naprawdę? Wujek jest niewidzialny! - ucieszył się z tego. Myślał, że super jest być niewidzialnym, można robić innym psikusy i nigdy cię nie znajdą gdy będziesz się bawił w chowanego. - Wujek jest super!
-A ja to niby nie jestem? - oburuszył się Uchiha. No jak to tak? Doceniają jego brata, a własnego ojca już nie? To prawda, że nie miał aż tak świetnego podejścia do dzieci jak Itachi, i nie umiał się z nimi tak dobrze bawić, ale się starał.
-Jesteś! - krzyknęli obaj chłopcy, po czym wybuchli śmiechem.
-Tato, weźmiesz mnie na barana? - zapytał sześciolatek, patrząc na opiekuna błyszczącymi oczkami. Sasuke podniósł syna i umieścił go na swoich barkach. - Jestem wyższy od ciebie Ryu! - krzyknął do brata pokazując mu język.
-Tato, a mnie weźmiesz? - zapytał dwunastolatek.
-Żartujesz?.. - rzucił retorycznie. Pewnie by go uniósł, ale to nie znaczy, że nie było by to bardziej męczące niż niesienie sześciolatka.
-Wcale, a wcale – rzucił, kopiąc kamień. Trochę było mu szkoda, że nie jest taki mały jak brat, tata już dawno go tak nie nosił. I nie obwiniał go o to.
-No to wskakuj – Spojrzał na ojca zaskoczony. - Wygraliście mecz. Zasłużyłeś na nagrodę. - Na twarzy dzieciaka pojawił się szeroki uśmiech. Sasuke ukucnął, a Ryu wdrapał mu się na plecy.
-Koichi trzymaj się – uprzedził syna, bo tym razem nie mógł go trzymać, gdyż chwycił starszego pod kolana.
-Trzymam się! - oznajmił radośnie. Nie łatwo się szło z dwojgiem dzieci na sobie, jeden na barkach, drugi na plecach. Starszy syn oparł brodę na ramieniu ojca.
-Szkoda, że cie nie było na meczu. - bardzo chciał, by tata przychodził na jego wszystkie mecze baseballowe. Niestety nie zawsze miał czas.
-Słyszałem, że wybiłeś home run'a – chciałby to zobaczyć. Jego pierworodny syn gra w baseball dzięki Itachiemu, który od zawsze lubił ten sport, zaszczepił tę miłość w jego synu, gdyż sam nie mógł mieć własnych dzieci.
-Gdybyś widział miny tamtej drużyny – zaśmiał się na samą myśl o tym. Tamci również byli bardzo dobrzy, przez co mecz był wyrównany. Dlatego wygrana cieszyła jeszcze bardziej.
-Aż tacy byli zdziwieni? Czy może przestraszyli się tym, że jesteś taki dobry, co?
-Na pewno jedno i drugie..
-A wy jeszcze nie w domu? - usłyszeli znajomy głos, i odwrócili swe spojrzenia w stronę różowowłosej kobiety, która stała z torbami zakupów. - Spieszyłam się do domu, bo myślałam że czekacie na mnie głodni, a wy jeszcze nie doszliście? - pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Mama! Chcę do mamy! - zażądał Koichi. Kruczowłosy ukucnął i pozwolił zejść swoim synom z siebie, obaj podbiegli do rodzicielki. Sasuke również do niej podszedł. - Mamo, mamo co mi kupiłaś? - pytał zaglądając do torby. To samo zrobił Ryu, choć o to nie pytał, to przegrzebał torbę by sprawdzić czy znajdzie coś słodkiego.
-Nie ma teraz słodyczy. Idziemy do domu na kolacje - zadecydowała odsuwając torby od dzieci. - A ty się nawet po meczu nie przebrałeś – popatrzyła na syna stojącego w brudnym stroju baseballowym.
-Jakoś tak wyszło – zaśmiał się zakłopotany. Nie miał czasu się przebierać, biegł do wujka.
-Ale jesteś brudas – zawtórował mu śmiechem sześciolatek.
-Sam jesteś brudas, głupku – zmarszczył brwi, nie będzie go małolat przezywał.
-Ty jesteś.
-Nie, ty.
-Ty.
-Nie, bo ty.
-Ty, ty, ty, tytytytytytyty... - ta kłótnia mogła trwać w nieskończoność. Sasuke i Sakura uśmiechnęli się do siebie, po czym kruczowłosy wziął od Sakury jedną z toreb i ruszyli w stronę domu.

Rodzina Akasunów siedziała właśnie przy stole w salonie i wspólnie jadła kolacje. Takie chwile były bardzo cenne, szczególnie dla Sary, wiedząc że jej mąż często lata po świecie i nie zawsze może mogą zjeść razem. A że posiada linie lotnicze ze swoim nazwiskiem świadczy o tym, że ma jeszcze więcej obowiązków niż zwykły pilot. Tym razem jednak Sasori wziął sobie tygodniowy urlop, bo wreszcie mógł sobie na to pozwolić. Chciał spędzić z rodziną ten czasu i tylko z nią. Jednak okazało się, że tym razem Sarah musi wyjechać, gdyż teraz ona dostała zlecenie w pracy. Była architektem, czasami musiała wyjeżdżać, jednak nie tak często jak jej mąż.
-Poradzicie sobie przez te pięć dni? - zapytała z troską w głosie. Dawno nie zostawiała Sasoriego samego z dziećmi, chociaż nie miała wątpliwości że sobie poradzi, był przecież odpowiedzialny, jednak matczyna obawa w niej siedziała.
-Oczywiście, nie masz się o co martwić. Domu nie puścimy z dymem – uśmiechnął się do niej zapewniając tym samym, że wszystko będzie w porządku.
-No ja mam nadzieje – odwzajemniła uśmiech.
-Co wy na to dzieciaki, żeby pójść jutro do wesołego miasteczka, hm? - Już dawno im to obiecał, ale nie miał czasu by spełnić tę obietnice, na szczęście teraz nadarzyła się okazja.
-Super! - krzyknął Shun. On najbardziej na to czekał. - Pojedziemy na wszystkich kolejkach prawda?
-Zobaczymy – Dawno nie był w takim miejscu, ale nie sądził by dzieciakowi starczyło siły na wszystkie te atrakcje, było ich tam mnóstwo. Ale z drugiej strony to przecież energiczny dzieciak. On na pewno nie zamierza jeździć z nimi na wszystkich atrakcjach.
-Nie ma mowy – odezwała się Mei. - Nie pójdę do żadnego wesołego miasteczka, to dla dzieci.. - Spojrzeli na nią nieco zdziwieni jej słowami. Jej humory doprowadzały ich do szału, ale starali się nie zwalczać krzyku krzykiem, o ile było to możliwe. Częściej się nie udawało.
-Nie opowiadaj bzdur – wtrąciła Sarah. - Wesołe miasteczko jest dla wszystkich. Nawet dorośli się tam świetnie bawią.
-O co chodzi? - Sasori czuł się zagubiony. Patrzył na swoją córeczkę niezrozumiałym spojrzeniem. - Przecież ostatnio gdy obiecałem, że tam pójdziemy.. cieszyłaś się.
-To było pół roku temu.. dorosłam od tego czasu. - Jak dla niego była taka sama.. może oprócz jej humorów, te wahania zwiększyły się.
-Pff haha.. dorosłaś? - Shun wybuchł śmiechem, za co dostał od niej w głowę. - Mamo! Ona mnie bije!
-To przestań się śmiać!
-Ma być spokój przy stole! - Sarah nie wytrzymała. Miała dosyć tych kłótni. Albo kłóci się z nią, albo z Sasorim. Ta dziewczyna bywa nie do zniesienia, już nie mają pojęcia jak sobie z nią radzić. - Mei, zachowuj się bo przestanę być taka miła.
-A niby teraz jesteś miła? - zabrzmiało to bezczelnie, ale gdy była zdenerwowana nie patrzyła na to co mówi. Nikt jej nie rozumiał. Dlaczego jej rozkazują? Ona nie chce iść do głupiego wesołego miasteczka, woli spędzić popołudnie z koleżankami.
-Idź do pokoju – powiedziała stanowczo. Sasori wolał się nie wtrącać, wiedział, że jak jego żona jest zła to lepiej siedzieć cicho. Shun też o tym dobrze wiedział, więc tylko obserwowali sytuację.
-Jeszcze nie zjadłam.
-Trudno, idź. - wskazała palcem w stronę schodów.
-Dlaczego? Bo nie chcę iść do jakiegoś głupiego wesołego miasteczka? Wolałabym tam pójść z koleżankami niż z nim! – popatrzyła na ojca. Sasoriego zaskoczyły i uderzyły te słowa dotkliwie. Przy stole zapadła chwila ciszy. Nie miał pojęcia, że jego córka aż tak się go wstydzi. A może ma do niego o coś żal? Ale przecież nic jej nie zrobił.
-Dosyć tego! - Sarah wstała od stołu. - Przeproś tatę, w tej chwili! - brązowowłosa wpadła w prawdziwy gniew. Teraz to Mei nic nie mogło uratować. Nie miała prawa mówić tak do ojca, zachowywała się bezczelnie i to jej się nie upiecze. Ale dziewczyna była zbyt uparta, wolała przyjąć każdą karę niż przyznać się do błędu, choć sama przed sobą przyznała, że go popełniła. Żałowała tych słów, ale przepraszanie szło jej ciężko. Podobnie jak kiedyś Sasoriemu. Czerwonowłosy czekał chwilę aż jego córka coś powie, ale nie doczekał się. Po chwili wstał.
-W porządku. Nie musisz iść do wesołego miasteczka z nami – odszedł od stołu, kierując się na górę. Reszta rodziny wiodła za nim wzrokiem dopóki nie zniknął na piętrze. Kobieta rzuciła groźne spojrzenie córce.
-No co? - zapytała niewinnie. Teraz czuła się winna. Tata nigdy tak nie reagował. Albo na nią krzyknął, albo obrócił jej słowa w żart drażniąc się z nią. Ale nigdy, w ten sposób. Aż tak go zraniła? To niemożliwe, przecież tata był twardy. Nie według wujka Hidana, ale według niej i Shuna był.
Sasori położył się na łóżku z rękami założonymi za głowę. Bycie rodzicem nie jest takie proste. Było prostsze gdy Mei miała pięć, dziesięć lat, ale nie teraz. Co ją ugryzło? Czy coś jej zrobił? Dlaczego czuł, jakby tracił córkę? Zabolało go to co powiedziała. Nie mógł powiedzieć, że nie jest na nią o to zły, bo trochę był, ale był też zły na siebie, bo nie wie gdzie popełnił błąd. Czy musi coś z tym zrobić? Czy ten wiek dojrzewania sam przeminie? Miał nadzieję, że nie zostanie jej to na zawsze, zwłaszcza że kiedyś była uśmiechniętą i pogodną dziewczynką. W sypialni panowała ciemność. Jedynie księżyc rzucał smugę światła przez odsłonięte okna. Słyszał głosy dochodzące z dołu, nie wiedział o czym rozmawiają, ale domyślił się, że Sarah daje córce wykład na temat jej złego zachowania. Po chwili wszystko ucichło i zapadła cisza. Leżał tak gapiąc się w sufit, zastanawiając się co powinien zrobić. Może powinien z nią porozmawiać? Na spokojnie, bez żadnych krzyków. Starał się sobie przypomnieć, co zrobiłby jego ojciec. Po mimo tego że w dzieciństwie miał do niego żal, że zatracił się w alkoholu, uważał go za dobrego ojca. Wiele go nauczył i wychował na porządnego człowieka. Kiedyś tego nie doceniał. Nie może do niego zadzwonić i się poradzić, bo wyszłoby że jest beznadziejnym ojcem, a tak nie może być. Musi postarać się samemu znaleźć rozwiązanie.
-Tato... - usłyszał głos córki i podniósł się do siadu. Stała przed łóżkiem, patrząc na niego zaszklonymi oczami. Było ciemno, ale to akurat widział. - Przepraszam tato.. - spuściła głowę. Sasori patrzył na nią, zaskoczony tym, że go przeprosiła. Nie często jej się to zdarzało, prawie w ogóle. - Nie chciałam zrobić ci przykrości.. to nie tak, że nie chce iść tam z tobą.. ja nie chciałabym iść nawet z mamą, bo... jestem za duża, by chodzić z rodzicami do wesołego miasteczka... - mówiąc to mięła fragment swojej bluzki. Nie chciała, by tata się na nią gniewał, chciała tylko żeby zrozumiał, że na pewne rzeczy jest już za duża.
-W porządku – uśmiechnął się lekko do córki. - Rozumiem. - Nie pamiętał z własnego doświadczenia by wstydził się chodzić z rodzicami po mieście. Ale przecież gdy on był w jej wieku, jego mama już nie żyła, a ojciec pił, więc miał większy powód do tego by się go wstydzić.
-Nie jesteś zły? - trochę zdziwiła się tym, że nie dostała żadnego pouczenia z jego strony.
-Nie - wstał i podszedł do córki. - Nie jestem.. - dodał i przytulił ją do siebie. Przez chwilę była zaskoczona, ale zaraz wtuliła się w ojca. Już dawno nie czuła się tak bezpieczna. Wydawało jej się, że jest już na tyle duża, że może być niezależna od rodziców. A jednak jakimś cudem, wciąż czuje się w objęciach ojca niesamowicie bezpiecznie.
Następnego dnia Sarah wyjechała z samego rana, kiedy dzieci jeszcze spały. Wyszła z domu dopiero po tym jak przekazała wszystkie ważne informacje czerwonowłosemu. Takie jak to, że będzie musiał pójść na zakupy, że Shun potrzebuje nowych butów, żeby nie dawał im za dużo słodyczy, a szczególnie nie przed spaniem, żeby przypominał im o myciu zębów, bo lubią zapominać.
-Kobieto.. idź że już, taksówka czeka... - powiedział poirytowany, przerywając jej długi wywód, który zdawał się nie mieć końca. - Nie jestem małym dzieckiem, poradzę sobie. - zapewnił ją. Chciał żeby się pospieszyła, bo taksówka nabija ceny. Co z tego, że mają pieniądze, nie zamierzał ich bezmyślnie marnotrawić.
-No dobra, lecę – wpiła się w jego usta, całując go szybko aczkolwiek zmysłowo, po czym oderwała się od niego i pobiegła do taksówki. Patrzył chwilę jak odjeżdża, po czym zamknął drzwi.
Tego dnia mieli iść do wesołego miasteczka, tak jak obiecał. Shun od rana nie mógł doczekać się tej chwili. Miał dziewięć lat, chodził z kolegami po dworze, ale nie mógł oddalać się aż tak, do tego podróż do wesołego miasteczka z tatą wydawała mu się fajniejsza niż z kolegami. Dlatego też nie rozumiał swojej siostry.
-Gotowy? - zapytał Sasori syna, stojąc już przy drzwiach. Shun zawiązał buta i wstał.
-Gotowy – rzucił z uśmiechem.
-No to w drogę – zdążył nacisnąć na klamkę i usłyszał głos swojej córki.
-Zaczekajcie! - zbiegła po schodach podbiegając do nich. - Idę z wami. - oznajmiła wkładając buty. Patrzyli na nią zaskoczeni tak nagłą zmianą decyzji.
-A miało być tak pięknie.. - rzucił sarkastycznie Shun, za co został pociągnięty za ucho przez ojca. - Aua... - złapał się za obolałe miejsce. - Idziesz z nami, bo cię koleżanki wystawiły?
-Wcale nie! - Czasami wkurzało ją posiadanie takiego irytującego brata, zbyt często ją denerwował. - Idę bo chcę, nie podoba się?
-Cieszę się – uśmiechnął się Sasori. Na prawdę chciał pójść do wesołego miasteczka również córką. Przypominały się wtedy czasy sprzed paru lat, kiedy to całą rodziną gdzieś chodzili. A to na sanki, a to do parku, a to na plac zabaw. No i przynajmniej nie będzie musiał jeździć z Shunem na każdej atrakcji, gdy będzie z nimi Mei. Wyszli z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Gdy tylko dotarli do celu, od razu rzucili się na watę cukrową. Jak zwykle była do niej duża kolejka ale warto było czekać. Od razu po zjedzeniu waty, Shun i Mei zażądali jazdy na rollercosterze, zaciągając tam ze sobą Sasoriego. Czerwonowłosy, nie był przekonany co do tego, zwłaszcza, że przez te parę, paręnaście lat te atrakcje zrobiły się jeszcze bardziej straszne. Nie powie przecież dzieciom, że się boi, dlatego też dał się namówić. Po tym przyszła kolej na inne kolejki, prezentujące się równie niebezpiecznie. Na jednych Sasori jeździł z dziećmi, głównie za ich prośbą, na innych bawiły się bez niego. I tak zleciało dwie godziny, nawet nie zauważyli kiedy.
-Tato, teraz tam – zawołał chłopiec wskazując na wielki diabelski młyn. Sasori uniósł głowę do góry. Był naprawdę wielki, widok stamtąd musi być niesamowity. Nie taki jak z jego samolotu, ale na pewno też ładny.
-Idźcie sami, ja tu zaczekam – nie bardzo miał ochotę się tam znaleźć, po mimo iż nie była to ekstremalna karuzela.. no chyba że ktoś ma lęk wysokości.
-Dlaczego..? - marudził Shun, chciał być tam z tatą. Trochę się bał, ale nie zamierzał się do tego przyznać. Sama siostra nie doda mu odwagi.
-Zapomniałeś? Tata tam nie wsiądzie, ma klaustrofobie – przypomniała Mei. Zamknięte pomieszczenie z którego nie można było samodzielnie wyjść, przyprawiało czerwonowłosego o dreszcze. - Nie rozumiem... siedzisz w samolocie w niedużej kabinie i tam nie masz klaustrofobii..
-To co innego – burknął. Nigdy nie zrozumieją.. - Z kabiny pilota da się wyjść – do tego kochał latać, więc świadomość tego, że znajduje się wysoko nad ziemią, gdzie czuł się najlepiej, była silniejsza niż cokolwiek innego.
-Tato, ty tchórzu.. - rzuciła pogardliwie.
-Kogo nazywasz tchórzem? - Czy to jego wina, że źle się czuje w takich pomieszczeniach? Tak już ma, nic na to nie poradzi. Gdyby miał wybór, to pewne że nigdy nie chciałby mieć żadnej fobii. Oczywiście, gdyby musiał wsiąść do ciasnego pomieszczenia, jak na przykład winda, zrobiłby to. Ale skoro nie musi, to nie widział sensu by to robić. Nagle poczuł jak Shun chwyta go za rękę.
-Tato.. ja też się boję. Ale nie martw się, razem będzie nam raźniej. - uśmiechnął się do ojca ściskając jego dłoń. Sasori westchnął. Nie było wyjścia, musiał iść na ten nieszczęsny młyn. Skoro jego dziewięcioletni syn potrafi pokonać strach, to on tym bardziej. Chociaż.. mówi się, że dzieci nie boją się tak jak dorośli. Pewnie dlatego, że nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa, albo o tym po prostu nie myślą.
-Chodźmy, chodźmy.. - ruszył w stronę młyna razem ze swoimi pociechami. Kiedy to on ostatnio wsiadał do tej niezwykle stresującej go maszyny? Z tego co sobie przypominał, było to w szkole średniej, na jednej z randek. Pamiętał to. Co prawda niedokładnie, ale jakieś migawki wspomnień pozostały. Zresztą jak mógłby zupełnie zapomnieć randki z jego pierwszą wielką miłością. Nie zupełnie odwzajemnioną. Po mimo bolesnych chwil nie miał urazu, było minęło. Teraz jak o tym myśli na jego twarzy pojawia się sentymentalny uśmiech. Młyn nie okazał się być taki straszny, ani dla Sasoriego, ani dla Shuna, który był pod wrażeniem widoków. Mężczyzna kątem oka zerknął na telefon swojej córki, która właśnie pisała sms'a. „Przepraszam, że nie przyszłam. Spędzam dzisiaj czas z rodziną”. Uśmiechnął się do siebie widząc taką wiadomość, i skierował wzrok na widok za szybą. A jednak, nikt jej nie wystawił.

Po spędzeniu czterech godzin w wesołym miasteczku wybrali się do sklepu. Trzeba było zaopatrzyć lodówkę w żywność. Nie umiał gotować, ale liczył na to, że Mei pomoże mu zrobić kolację. Ona coś tam umiała. A jak nie, to wybiorą się zjeść coś na miasto. Do tego miał kupić synowi buty. Mógł to zrobić w ciągu paru dni, nie musiał dzisiaj, ale chciał mieć to z głowy. Nie lubił chodzić po sklepach. Zajechali więc do jednej z galerii. Pierwsze co zrobili to poszli kupić buty Shunowi. Nie było to łatwe zadanie, bo albo było mu w jakiś butach niewygodnie, albo mu się nie podobały. I tak kolejna godzina minęła, w której to jeszcze jego córka naciągnęła go na zakup butów dla niej. Były cholernie drogie, ale powiedziała, że to zupełnie normalne i że u niej każda koleżanka takie kupuje. Nie sądził, by każdą było stać. Jego choć stać, nie bardzo był wyrywny by je kupować, ale w końcu uległ, pod wpływem natłoku argumentów w stylu, że się nie zna. Wiedział jedno, już nigdy nie zamierzał z nią iść do sklepu. Po zakupie butów skierowali się na dział spożywczy. Ludzi było pełno, jak to zazwyczaj w galeriach. Gdy już miał zostawiać torby z butami w recepcji, usłyszał głos córki.
-A gdzie Shun? - zapytała nie widząc przy sobie brata. Sasori rozejrzał się dookoła. Nie było go. Cholera.. zgubił dziecko. Sarah by go za to zabiła. Miał być odpowiedzialny, a on zgubił syna. Przeszedł kawałek w jedną i drugą stronę szukając go, ale nie było po nim śladu. Gdzie też mógł pójść? Przestraszył się. Miał nadzieje, że nie wyjdzie na ulicę, albo że nikt go nie porwał. Zresztą... kto by chciał mu porwać dziecko? Nie jest żadnym prezydentem. Co prawda, jest pilotem, który lata liniami nazwanymi własnym nazwiskiem, więc jest trochę znany, ale żadna z niego sława. Nikt go nie rozpoznaje na ulicy, żyje jak normalny, przeciętny człowiek, więc nie było powodów do tego, by porwać mu syna. Zaraz.. dlaczego on myśli o takich absurdalnych rzeczach? Musi się skupić na szukaniu.
-Przepraszam... widziała może pani takiego małego brązowowłosego chłopca w okularach? - zaczął pytać ludzi, być może ktoś zwrócił na niego uwagę, ale wątpił w to. I miał rację, nikt w takim tłoku go nie zauważył, każdy zajmował się sobą. Pozostało jedno wyjście, pójść do recepcji i zgłosić jego zaginięcie. Jeżeli był w sklepie powinien usłyszeć ogłoszenie i wrócić. Tak też zrobił. Czekali ponad dwadzieścia minut i nie przyszedł. Kazał córce zostać, a sam pobiegł przeszukać galerie. Może ten dzieciak nie zwrócił uwagi na ogłoszenie. Sporo czasu zajęło mu bieganie po wszystkich galeriach. Myślał, że może jest gdzieś na dziale z zabawkami ale tam też go nie było.
-I co? - zapytała Mei widząc wracającego ojca. Nudziło jej się to czekanie, sama też chciała pomóc szukać. Martwiła się o młodszego brata, ale nie aż tak jak Sasori.
-I nic. Chyba.. nie ma go w sklepie. - gdzie mógł pójść? Myśl, Sasori, myśl. - Może poszedł do dziadka.. - zamyślił się nad tym. Mieszkał niedaleko, więc to było możliwe. Postanowił tam pojechać. Wyszli ze sklepu, kierując się do samochodu. Saosori miał szczerą nadzieję, że tam go właśnie znajdzie. Choć miał też wiele wątpliwości, bo on nigdy sam nie chodził do dziadka.

W tym samym czasie, w tym samym sklepie, blond włosy mężczyzna grał w prezentację gry na xboxie, na dziale z grami. Granatowowłosy chłopiec stał obok i przyglądał się wyczynom ojca, w grze o wyścigach.
-Tato.. miałeś zrobić zakupy – powiedział znudzony. Nie chciało mu się chodzić po sklepie, został wyciągnięty tylko dlatego, że mama powiedziała iż musi pomóc tacie z zakupami. A więc pojechał, i zamiast robić zakupy, to jego ojciec gra sobie w grę. Byłoby całkiem fajnie gdyby były dwa pady, jak mają w domu. Ale tutaj był tylko jeden, do tego zajęty przez trzydziesto-paro letniego faceta.
-No poczekaj.. przecież się nie pali – rzucił nie odrywając wzroku od ekranu dużego telewizora. Takeshi chętnie by coś podpalił byle by pospieszyć własnego ojca, ale wolał nie robić sobie aż takich kłopotów. Westchnął tylko chowając ręce do kieszeni.
-To ja idę coś pooglądać – poinformował ojca. Nie miał zamiaru cały czas tu stać, kto tam wiedział ile mu zejdzie.
-Dobra, będę tutaj. - rzucił Naruto, wciąż pochłonięty grą. Jedenastolatek skierował się w stronę innych galerii. Gry już obejrzał, chciał nawet by tata mu jakąś kupił, ale mama w domu surowo zabroniła, twierdząc że ma już bardzo dużo gier i że kolejną może dostanie na gwiazdkę. To było niesprawiedliwe. Uważał, że trzydzieści gier to naprawdę mało. Zjechał ruchomymi schodami w dół. Idąc przed siebie patrzył w podłogę, która nie była jakaś ciekawa, ale ładnie wypolerowana, więc można się było w niej przejrzeć. Nagle poczuł jak ktoś w niego wpada. Pod wpływem tego, cofnął się parę kroków, po czym spojrzał przed siebie i ujrzał wstającego z podłogi brązowowłosego chłopca.
-Przepraszam – rzucił natychmiast, poprawiając okulary, które przeżywiły mu się na nosie. - Nic ci nie jest? - nie miał zamiaru w nikogo wpadać. Tak jakoś wyszło. Po prostu biegł, nie patrząc za bardzo gdzie.
-Nie.. a tobie? - Przypatrzył się chłopcu. Był od niego o czoło niższy, więc na pewno był młodszy. Chociaż mógł być po prostu niski.
-Nic, w porządku. - rzucił odwracając wzrok. Nie miał pojęcia gdzie jest jego tata i siostra. Myślał, że będą robić zakupy, a ich nie ma. Mógł się nie oddalać, ale przecież im mówił, że idzie.. Dlaczego go nie słuchali?
-Przed kim uciekałeś? - przerwał milczenie widząc smutną minę nowego kolegi. Nie smucił by się chyba z tego powodu, że upadł na tyłek. To nie mogło aż tak boleć.
-Przed nikim. Szukam mojego taty – miał nadzieję, że go znajdzie. Nie chciał spędzić nocy w galerii.
-Zgubiłeś się? - zapytał, a Shun skinął głową. - Nie bój nic, pomogę ci. Chodź. - chwycił go za nadgarstek i pobiegł w stronę ruchomych schodów. - Mój tata jest agentem FBI, na pewno znajdzie twoich rodziców – powiedział z uśmiechem odwracając się na chwilę do niego. Biegł po ruchomych schodach przepychając się przez ludzi, cały czas ciągnąc za sobą Shuna. Dziewięciolatek nie protestował, jednak był trochę zaskoczony tak nagłym zachowaniem kolegi. Wbiegli do sklepu z grami i po kilku zakrętach znaleźli się przy Naruto, za którym stało parę dzieci czekając na swoją kolej spróbowania zagrać.
-Tato! - krzyknął Takeshi podbiegając z brązowowłosym chłopcem do ojca. - Musisz mu pomóc! - zawołał, a Naruto oderwał swój wzrok od ekranu i spojrzał na chłopców. Przyjrzał się młodszemu z nich.
-Co się stało? - zapytał, a Takeshi wyjaśnił ojcu, że brązowowłosy zgubił swojego tatę i nie może go znaleźć. Naruto odłożył pad, ku uciesze dzieciom stojących w kolejce i nachylił się nad chłopcem. - Nie martw się, znajdziemy twojego tatę – uśmiechnął się do niego, po czym poczochrał mu włosy. Chłopiec zarumienił się, czuł się głupio. Miał już dziewięć lat, więc trochę wstyd tak się zgubić. - Jak się nazywasz?
-Shun Akasuna – przedstawił się, po czym Uzumaki się wyprostował.
-Akasuna... to nazwisko.. jakbym gdzieś je słyszał.. - zaczął się zastanawiać. Dałby sobie uciąć rękę, że gdzieś już słyszał to nazwisko. Pracował w FBI więc to normalne, że kojarzył wiele nazwisk, ale to na pewno nie było związane z żadną sprawą. Takeshi ujrzał za plecami ojca wiszący plakat reklamujący linie lotnicze Akasuna. Gdzie wielkimi literami było napisane nazwisko chłopca.
-Tato, patrz – wskazał na plakat. Blondyn odwrócił się na chwilę w stronę plakatu, rzucając na niego krótkie spojrzenie. - Ładny samolot. - stwierdził sądząc, że syn chce mu właśnie to pokazać. Nie przeczytał napisu reklamującego linie. Nie zwrócił na niego uwagi. - Chodźmy, poszukamy twojego taty. - posłał chłopcu ciepły uśmiech i razem z dziećmi ruszył w stronę wyjścia ze sklepu z grami. Takeshi patrzył na niego z politowaniem. Mama miała rację, tata jest bardzo roztrzepany.

Sasori dobijał się do mieszkania na pierwszym piętrze po prawej stronie. Dzwonił dzwonkiem do drzwi kilkukrotnie. Otworzyła mu Michi, jego macocha, a on wparował do domu niczym wystrzelony z armaty. Za nim na spokojnie weszła Mei witając się ze swoją przyszywaną babcią, która nie miała pojęcia co się takiego stało, i dlaczego Sasori zachowuje się tak... jak się zachowuje. Akasuna zajrzał do wszystkich czterech pokoi. Z kuchni wyszedł Katsumi nie rozumiejąc poczynań swojego syna.
-Dobrze się czujesz? - zapytał mężczyzna, nie bardzo wiedząc co się dzieje.
-Nie denerwuj mnie.. - warknął Sasori. Czy jego ojciec znów sobie z niego żartuje? Nie czas na to. - Zgubiłem dziecko.. - jęknął zrozpaczony.
-Jak to zgubiłeś? - uniósł brew. Spojrzał na wnuczkę. Mei była tutaj, więc na pewno chodziło o Shuna.
-Normalnie. Był z nami w sklepie, a potem zniknął. Nawet nie zauważyłem kiedy. - Już nie miał pojęcia gdzie go szukać. Miał tylko nadzieję, że nic mu nie jest i że go znajdzie.
-Sarah wie?
-Oszalałeś? - spojrzał na niego jak na idiotę.
-No proszę, dopiero co wyjechała, a ty już masz problemy... - westchnął - .. cały mój syn – Sasoriemu żyłka zaczęła pulsować. Znowu mu to robi. Znowu się z nim drażni. Nic na starość nie zmądrzał. - Uspokój się. Pomyśl, gdzie może być?
-Staram się.. ale, nie mam pojęcia – Może starał się za dużo myśleć? Być może gdyby przestał się o niego bać, szło by mu to lepiej, ale póki co nie mógł się do końca skupić.
-Shun ma już dziewięć lat, poradzi sobie gdziekolwiek jest. Więc przestań panikować i pomyśl, gdzie mógłby pójść.
-Nie wiem... - myślał, naprawdę myślał nad tym. Znał przecież swoje dzieci, musiał wiedzieć gdzie mógłby pójść. - Nigdy to się nie zdarzyło.. Nigdzie by nie poszedł. - nie był do końca pewny, bo to częściej Sarah chodziła z nimi po sklepach.
-W takim razie pewnie jest nadal w sklepie – Katsumi myślał pozytywnie, nie dlatego, że nie martwił się o wnuka, ale miał po prostu większe doświadczenie w tych sprawach. Sasori jako dzieciak też się zgubił i to nie raz, był bardzo ciekawskim dzieckiem, wszędzie potrafił wejść. A raz nawet próbował uciec z domu.
-Tata szukał go wszędzie – wtrąciła Mei. - W całej galerii. Co jeśli ktoś go porwał? - zapytała zmartwiona. Jej brat to denerwujący pajac, ale kochała go i nie chciała go stracić.
-Ty jej nagadałeś takich głupstw? - spojrzał pretensjonalnie na dorosłego syna. Jako dorosły powinien być bardziej opanowany i nie martwić własnej córki.
-Nie.. po prostu głośno myślałem.. - oparł się o ścianę, nie wiedząc co powinien zrobić. Może zadzwonić na policję? To w sumie jest jakieś wyjście. - Beznadziejny ze mnie ojciec.. - westchnął. Katsumi uśmiechnął się na te słowa.
-Nie beznadziejny, tylko trochę nieporadny – Wielu osobom zdarza się stracić z oczu dziecko, ale to nie czyni ich beznadziejnymi rodzicami. Dzieci już takie są, że lubią znikać z oczu. Nagle rozbrzmiał się głos telefony Sasoriego. W pośpiechu wyjął go z kieszeni mając nadzieję, że to nie jego żona. Spojrzał na wyświetlacz, nieznany numer, a więc po prostu odebrał.
-Słucham? - rzucił znudzonym głosem, sądząc że to jakaś firma, która znowu chce go do czegoś nakłonić. Jednak słysząc głos w słuchawce zaraz się ożywił. - Sh..Shun? - nie wierzył własnym uszom. Skąd jego syn ma telefon? - Gdzie jesteś?? - kamień z serca mu spadł gdy usłyszał głos syna.
-S..spokojnie tato – brzmiał głos chłopca w słuchawce. - Jestem w galerii, taki miły pan dał mi zadzwonić i...
-Jesteś cały? - nie dopuścił syna do słowa. Zamartwiał się o niego, a on sobie tak po prostu na spokojnie z nim rozmawia. To drugie dziecko w kolejce, które doprowadzi go do nerwicy.
-T..tak... - czuł się lekko zażenowany zachowaniem ojca, aż tak się o niego bał? To miłe, ale nie jest już małym dzieckiem. Dobrze, że tylko on go teraz słyszy.
-Dlaczego się oddaliłeś..
-Tato, dam ci tego miłego pana.. - przerwał ojcu oddając telefon Naruto, który chciał z nim umówić, miejsce spotkania. W końcu nie zamierzał przywłaszczyć sobie jego syna.
-Hej, czekaj! - zawołał, jednak na próżno.
-Yo – usłyszał głos mężczyzny i przez chwilę nic nie mówił. Taka cisza trwała pięć sekund.
-Kim jesteś? - zabrzmiało ponuro. Jaki odpowiedzialny dorosły mówi „Yo”? Na kogo jego biedny syn trafił..
-Uzumaki Naruto – przedstawił się, w ogóle nie zwrócił uwagi na nie zbyt przyjazny ton mężczyzny.
-Uzumaki.. - powtórzył ciszej. Uzumaki Naruto, jakby gdzieś słyszał to imię i nazwisko. Na pewno znał kogoś, kto tak się nazywał. Był tego pewny. - Niemożliwe! - wyrwało mu się za nim zdążył się powstrzymać.
-Słucham? - zaskoczyło go to.
-Ee.. nic, nic – Niemożliwe, żeby to był ten szklony pajac. Ten wiecznie uśmiechnięty, ciągle robiący hałas, ten który go irytował, a jednocześnie jego widok potrafił poprawić humor. To nie mógł być ten facet, który prawie dwadzieścia lat temu uratował go przed zgrają chłopaków, którzy nieźle go poturbowali. To akurat dobrze pamiętał, na samą myśl wszystko go bolało. - Shun jest cały i zdrowy? - zapytał, odkładając wspomnienia na bok. Kimkolwiek nie był by mężczyzna z którym rozmawiał, to pomógł jego synowi skontaktować się z nim, użyczając mu telefonu. I to się teraz liczyło.
-Spokojnie, nic mu nie jest. Dzielny z niego chłopak – pochwalił chłopca puszczając mu oko. Omówili miejsce i czas spotkania. Był to parking przed galerią, za dwadzieścia minut.

Po zakończonej rozmowie, Naruto schował telefon do kieszeni spodni. No i sprawa załatwiona, dodzwonili się do ojca chłopca, i nie ma się co martwić. Żaden problem. Cieszył się, że znów mógł komuś pomóc, i cieszył się że jego syn też był do tego chętny. Shunowi nagle zaburczało głośno w brzuchu. Blondyn słysząc to spojrzał na niego, a ten pokrył się lekkimi rumieńcami.
-Głodny jesteś? - zapytał uśmiechając się widząc jego zawstydzenie. Czego tu się wstydzić? Przecież każdy bywa głodny, a już na pewno on.
-Nie bardzo... - odwrócił wzrok. Po chwili znów usłyszał odgłos dochodzący ze swojego brzucha. Głupi żołądek! W ogóle z nim nie współpracuje. - Trochę.. - dodał zmieniając zdanie.
-W takim razie, chodźmy coś zjeść – postanowił, po czym udali się do barów wydających jedzenie. W galerii było ich parę, ale oczywiście wybrali ten z fast foodami, bo tak chciały dzieci. Uzumaki nie był wybredny, to też było mu wszystko jedno czy zje fast food'a, czy też jakiś zwykły obiad jak ryba z ryżem, czy zupa miso. Choć gdyby była tu budka z Ramenem, nie pogardziłby.
-Ja chcę frytki – zażądał granatowowłosy, gdy stali już w kolejce.
-A ty, czego sobie życzysz? - mężczyzna spojrzał na Shuna. Chłopiec rozejrzał się po kolorowym i zachęcającym do zakupu menu wiszącym na ścianie. Trudno mu było się zdecydować, był tak głodny, że mógłby zjeść naprawdę wszystko. Mógł jednak dokończyć ten obiad jak prosił go tata.
-Hamburgera – powiedział w końcu. Długo to trwało, dwoje ludzi przed nimi zdążyło złożyć swoje zamówienia, za nim on się zdecydował, ale Naruto nigdzie się nie spieszyło, więc czekał cierpliwie, aż chłopiec coś wybierze. Kiedy dostali swoje zamówienie na tacy, usiedli przy jednym z wolnych stolików.
-Proszę pana.. – zaczął brązowowłosy patrząc na blondwłosego mężczyznę zajadającego mega dużą bułkę z mięsem i warzywami. Chłopiec był trochę przerażony szybkością z jaką facet jadał burgera, ale nie był w tym jedyny, jego syn również z szybkością pochłaniał duże frytki. Jego mama by go mu zwracała uwagę, że nie wolno jeść szybko bo to nie zdrowo. Uzumaki rzucił chłopcu pytające spojrzenie. - Rozboli pana brzuch, jak tak szybko będzie pan jadł. – Naruto roześmiał się na te słowa.
-Mówisz jak moja żona – Hinata nie raz mu to powtarzała, ale mówiła to raczej dla reguły, zdążyła się już do tego przyzwyczaić. - Ale masz rację, nie powinno się tak jeść. Jednak nie martw się o mnie, jem tak przez całe życie i nie mam problemów z żołądkiem – zapewnił chłopca. Co za miły i troskliwy dzieciak.
-Shun, gdzie chodzisz do szkoły? - zapytał Takeshi. Być może są w tej samej szkole, wtedy będzie miał nowego kolegę. Nie miał ich za dużo, tylko trójkę, nie licząc dzieci wujka Sasuke, ale oni mieszkali teraz w Jokohamie, więc nie widywali się za często. Nie był za bardzo lubiany przez swoją energiczną osobowość, która pakowała go często w bójki.
-Totsuka Daisan – powiedział nazwę swojej podstawówki.
-O... ja chodzę do Fujimi – odpowiedział nieco zawiedziony. Tak jak myślał, chłopak jest z innej szkoły. - Może kiedyś spotkamy się w gimnazjum – rzucił entuzjastycznie. Nie potrafił smucić się długo, był zwyczajnym optymistą.
-Może – skinął głową z uśmiechem. Po tym jak zjedli wyrzucili papierki do kosza, i pozostawili tace w przeznaczonym na to miejscu. Ruszyli na parking, gdzie mieli się spotkać z Sasorim i oddać mu syna. Wyszli ze sklepu i od razu przywitał ich lekki wiatr, który muskał ich twarze. Czekali aż na parkingu pojawi się czerwonowłosy mężczyzna.
-Tam jedzie! - zawołał Shun, wskazując na czarny samochód swojego taty. Wszędzie go pozna. Podeszli więc bliżej, a Sasori wysiadł z samochodu. Widząc swojego syna odetchnął. Już wcześniej gdy dostał telefon przestał się tak denerwować, ale widząc go całego i zdrowego, po prostu się ucieszył.
-Shun.. - zaczął, ruszając do syna. - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że gdzieś się wybierasz, co? Szukałem cię wszędzie.. - nachylił się do niego. - Gdzie byłeś?
-No.. poszedłem posłuchać muzyki w sklepie z płytami... mówiłem ci, że idę.. - mruknął. A więc nie słyszał ogłoszenia, bo miał na uszach słuchawki. Co prawda sprawdzał w każdym sklepie, ale był tak roztargniony, że mógł go nie zauważyć.
-Jeśli nie powiedziałem ci że możesz nie powinieneś się oddalać...
-Wiem, wiem.. - przerwał ojcu. - Przepraszam – Nie chciał go martwić, tak jakoś wyszło, nie umiał powiedzieć dlaczego nie poczekał na zgodę ojca, po prostu coś go naszło na słuchanie piosenek i sobie poszedł. Sasori westchnął i wyprostował się rzucając spojrzenie na blondwłosego mężczyznę.
-A więc to jednak ty.. - powiedział po krótkim przyjrzeniu się mu. Nie miał wątpliwości, to ten sam facet sprzed dziewiętnastu lat. Nic się nie zmienił... prawie nic. Co prawda był wyższy i wyglądał poważniej, ale to wciąż ten sam Naruto.
-E? A ty to kto? - w ogóle gościa nie kojarzył. Czerwone włosy, obojętne orzechowe spojrzenie... nic mu to nie mówi.
-Nie ważne.. - poważnie w ogóle go nie rozpoznał? Aż tak się postarzał? Zaraz.. przecież on nic takiego nie powiedział. Ale to, że go nie poznał może być przyczyną dwóch rzeczy, a mianowicie: ma sklerozę, albo on w ogóle nie przypomina siebie tego sprzed dziewiętnastu lat. Stawiał na to pierwsze, bo wolał żyć ze świadomością, że wygląda na te siedemnaście lat. - Dziękuję, że zaopiekowałeś się moim synem pod moją nieobecność – zerknął na granatowowłosego chłopca, który musiał być synem Naruto. Pamiętał jakby było to wczoraj, jak mieli po naście lat i chodzili do szkoły. To przecież było dziewiętnaście lat temu, nikt wtedy nie myślał poważnie o małżeństwie, a teraz proszę, wszyscy dorobili się dzieci. Wtedy wydawała się to taka daleka przyszłość w ich wyobraźniach, a teraz ta przeszłość wydaje się taka bliska. Ten czas biegł za szybko. Zdecydowanie, za szybko. Chętnie by go zatrzymał, a najlepiej cofnął do tamtych chwil. Jednak to było niemożliwe, ale on nie żałował niczego. Miał wspaniałe życie, miał kochającą żonę i dzieci. Miał przyjaciół. Miał wymarzoną pracę, niczego mu więcej do szczęścia nie było potrzeba. Wiedział, że Naruto myśli tak samo, widział to po jego minie. Obojgu się powiodło.
-Nie ma sprawy – odezwał się Naruto, po krótkiej chwili ciszy. - To żaden problem.
-W takim razie my się zbieramy
-My też, musimy jeszcze zrobić zakupy – rzucił patrząc na syna.
-O nie.. - jęknął Takeshi, zupełnie o tym zapomniał. Gdyby jego ojciec nie zajął się graniem już dawno byli by po zakupach i mogli by wrócić do domu.
-To na razie – czerwonowłosy uniósł rękę odwracając się i ruszając w stronę samochodu. Shun pożegnał się z Takeshim i pobiegł za tatą.
-Na razie panie Akasuna... Sasori – powiedział za nim. Sasori odwrócił się do niego lekko zaskoczony. A jednak pamiętał. Uśmiechnął się, i ponownie zaczął iść do samochodu. Prawdą było, że dopiero parę chwil temu Naruto przypomniał sobie kim jest mężczyzna w czerwonych włosach. Jak mógłby zupełnie zapomnieć, kogoś kto był w Akatsuki do którego chciał również należeć Sasuke. Kogoś, na kogo leciała połowa dziewczyn w szkole. Kogoś, kto wstawił się za Hinatą gdy zabrano jej pierścionek, ale to już znał tylko z opowieści, którą kiedyś opowiadał im Itachi, gdy wspominali czasy szkoły. To było dawno, ale zapamiętał tę historię. Kto by pomyślał, że spotkają się w takich okolicznościach? Kto by pomyślał, że w ogóle się spotkają. Patrzył jak jego stary znajomy odjeżdża. Nigdy nie byli przyjaciółmi, ale to właśnie jego widok sprawił, że chciał na chwilę wrócić do tamtych czasów. To uczucie jednak szybko minęło, wraz ze zniknięciem czarnego samochodu za zakrętem. Nie był osobą sentymentalną, traktował życie jak wielką przygodę, a przeszłość była dla niego niczym więcej jak tylko piękną pamiątką w kształcie wspomnień, do której od czasu do czasu zaglądał. Jednak nie za często. Nie warto na okrągło zawracać sobie głowy przeszłością, trzeba skupić się na teraźniejszości i przyszłości. Nie zamierzał w życiu niczego żałować. A jeśli chwilę zwątpienia przyjdą, podniesie się i pójdzie dalej, by starać się żyć najlepiej jak umie.
-Tato... ja naprawdę nie chce robić tych zakupów.. - westchnął kierując się w stronę sklepu.
-Musimy – spojrzał na niezadowolonego syna. Tak samo jak jego syn, nie przepadał za chodzeniem do sklepu, ale zwykle nie narzekał na to. Hinata robiła w domu dużo więcej, więc nie widział przeszkód by jej pomóc w postaci zakupów. - A co powiesz na super szybkie zakupy?
-Super szybkie? - zainteresował się. Naruto skinął głową po czym podbiegł do stoiska z wózkami sklepowymi.
-Wskakuj – rzucił wskazując na wózek, a Takeshi bez żadnego protestu wszedł do wózka. - Ja będę prowadził, a ty zbieraj z półek wszystko co potrzebne, jasne?
-Tak jest! - podobał mu się ten pomysł.
-Gotowy?
-Tak!
-No to jazda! - rozpędził się i wbiegł z synem do sklepu. Paru ludzi spojrzało się na roztrzepanego mężczyznę, niektórzy pokiwali głowami z niedowierzaniem, inni uśmiechali się do siebie, a jeszcze inni chichotali między sobą. Mężczyzna z dzieckiem zniknęli w ogromnym sklepie. Ruchome drzwi zamknęły się za nimi.




Od Autorki: Znowu ja xD Mam nadzieję, że choć trochę się podobało ^^ No nie jest to może coś genialnego, ale trzymam kciuki za to, że chociaż przyjemnie się czytało :)
Oto link do mojego nowego bloga, który wystartuje 31 października: http://i-dont-want-to-die--elvisdub.blogspot.com
W opowiadaniu znów będą brały udział postacie z Naruto, a głównym bohaterem po raz kolejny będzie Sasori - nie mam pojęcia dlaczego, Ale przyzwyczaiłam się do tej postaci, po prostu pasuje mi on do postaci dramatycznej. Opowiadanie będzie łączyło ze sobą wiele gatunków jak Dramat, komedia, okruchy życia czy romans. Tak więc, nie pozostało mi nić innego jak podziękować wam za przeczytanie One Shot'a i zaproszenie was na mój nowy blog :)